Madsen zauważa, że „masowa ucieczka” sojuszników Ameryki na stronę AIIB wywołała reakcję na najwyższym szczeblu: minister finansów Stanów Zjednoczonych Jakob Lew udał się do Pekinu. Oficjalny powód wizyty to porozumienie z chińskimi władzami odnośnie odmowy powstrzymania kursu juana, co „pomogłoby światowej gospodarce”, jednak w rzeczywistości, jak uważa dziennikarz, wyjazd jest gestem desperacji. Oprócz AIIB znaczenia nabiera także Bank Rozwoju BRICS, podczas gdy wezwania Stanów Zjednoczonych kierowane do sojuszników, aby trzymali się klasycznego formatu finansowej interkomunikacji w ramach Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Azjatyckiego Banku Rozwoju już nie działają.
„Dopóki Lew był w Pekinie i desperacko próbował ściągnąć uwagę finansowego świata na wyblakłe sztandary City i Wall Street, chiński prezydent Xi Jinping witał gości na Azjatyckim Forum Boao na wyspie Hainan. Zamiast napuszonych przemów tchórzliwych miliarderów w rodzaju George’a Sorosy albo członków światowych bankierskich klanów (co jest typowe na przykład dla forum w Davos), chińska strona zaproponowała jasną agendę stabilnego rozwoju: budowę portów na Sri-Lance i Myanmie oraz stworzenie superszybkich kolei od Chin do Europy Zachodniej i Bliskiego Wschodu” – pisze dziennikarz.
"AIIB to klasyczny przykład demonstracji gospodarczej siły Chin w regionie i instrument wpływu, do jakiego uciekł się Pekin. Waszyngton nie jest w stanie konkurować pod tym względem z Chinami – w Azji Amerykanie stawiają na siłę wojskową, ale w długofalowej perspektywie gospodarka wygrywa z siłą” – Madsen cytuje jednego z pracowników naukowych Uniwersytetu w Cambridge.
Wszyscy wokół zaczynają przyznawać, że nadchodzi zmiana „amerykańskiego ładu” na „chiński”, dysponujący wsparciem państw BRICS i nowych partnerów Pekinu w Azjatyckim Banku Rozwoju Infrastrukturalnego, podsumowuje Wayne Madsen.