— Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz odrzucił apel rosyjskiej Rady Federacji o wspólne potępienie dziedzictwa OUN i UPA w dzisiejszej Ukrainie.
- Stanowisko marszałka Borusewicza nie jest na pewno podyktowane takiego rodzaju obawą, ale dokładnie wpisuje się w tendencję, która panuje w Polsce. Nie wolno zapominać, że jakiekolwiek wspólne inicjatywy zarówno rosyjsko-polskie, jak i polsko-rosyjskie są skazane z góry na niepowodzenie. Przy czym, nie tylko ze względu na ich potępienie przez szeroko rozumianą polską prawicę, przez mainstream, ale też przez zdecydowaną większość polskich polityków. Należy też pamiętać, że w polskiej narracji Armia Czerwona nie była wyzwolicielem, lecz okupantem, który de facto zastąpił nazistów. Tak jest to postrzegane. Dlatego, póki takie podejście się nie zmieni, obecnie taka uchwała jest niemożliwa. Sukcesem jest sam fakt, że Bogdan Borusiewicz w ogóle zauważył problem odradzania się ruchów neonazistowskich, szowinistycznych, OUN, UPA na Ukrainie. Więcej bym nie oczekiwał, zwłaszcza w sytuacji, kiedy wszystko, co robi Moskwa i Władimir Putin, w Polsce jest postrzegane jako absolutne zło. Z kolei zdecydowana większość działań Kijowa i Petro Poroszenki jest postrzegana jako absolutnie dobre i pozytywne. Nie ma złotego środka. Tego rodzaju inicjatywy, jakkolwiek byłyby one niesłuszne ze strony rosyjskiej,i wskazywałyby na potrzebę dyskusji, są traktowane jako propaganda, jak coś złego.
— Konsulem generalnym Ukrainy w Lublinie został Wasyl Pawluk — wiceprzeowdniczący Partii Swoboda, której idee UPA i OUN są nie tylko bliskie, są też zawarte w programie tej partii. I te działania Kijowa są tolerowane przez władze Polski. Dlaczego?
— Jeśliby nawet prezydentem Ukrainy został ktoś z „pogrobowców politycznych" Stepana Bandery, a w Kijowie odbywały się marsze z pochodniami i flagami nazistowskimi i neobanderowskimi, to Warszawa by nie kiwnęła palcem. Jakiekolwiek działania, które mają charakter antyrosyjski, nieważne pod jakimi flagami i symbolami się one odbywają, zyskują w Warszawie poklask. W Warszawie w ogóle nie zwraca się uwagi na tego rodzaju kwestie. Faktem jest też, że w kwestii dyplomatycznej nie zwraca się uwagi na to, kto zostaje dyplomatą drugiego państwa. O ile nie ciążą na nim jakieś ciężkie przestępstwa, to nieważne jest jakie ma poglądy. To jest kwestia dyplomatyczna. Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że jest to tzw. „drugi garnitur", a nie pierwszy. Wszystko to bardzo dobrze się wpisuje do podejścia strony polskiej, tym bardziej brak reakcji Warszawy na tego rodzaju osoby. Proszę nie zapominać, że ta kwestia będzie się pogłębiała.