Ojciec nie lubił mówić na ten temat. Ale kiedy dorośli rozmawiali między sobą i wspominali — ja byłem obok. Wszystkie moje wiadomości o wojnie, o tym, co się działo z rodziną, pochodzą z tamtych rozmów dorosłych.
Ojciec przed wojną pracował w fabryce, żyli z mamą w Pietrodworcu pod Leningradem. Zbudowali tam sobie domek.
A potem skierowano ich do walczących oddziałów armii, na Newskij Piataczok. To na pewno było najgorętsze miejsce w czasie blokady. Nasze wojska trzymały niewielki odcinek. Cztery kilometry szerokości i ponad dwa w głąb. Zakładano, że to będzie plac dla przyszłego przerwania blokady. Ale blokadę przerwano w innym miejscu. Niemniej jednak, tam toczyły się bardzo ciężkie walki. Dookoła wzgórza, wszystko obstrzeliwano. Niemcy rozumieli, że tam może dojść do przerwania blokady, dlatego starali się po prostu zmieść Niewskij Piataczok z powierzchni ziemi.
A został ranny podczas wyjścia na tyły do Niemców: dotarli do niemieckiego bunkra, a stamtąd, jak opowiadał ojciec, wyszedł wielki mężczyzna, popatrzył na nich… A oni nie mogli się ruszyć, bo byli na celowniku karabinu. Ten mężczyzna wziął granat, potem drugi i rzucił je w nich… Życie jest proste. I okrutne.
A już była zima, Newa skuta lodem, trzeba się było jakoś dostać na drugi brzeg, a ojciec przecież nie mógł iść. Szans dostać się do swoich było mało, dlatego, że Newę ostrzeliwali i z artylerii, i z karabinów. Ale przypadkowo obok znalazł się sąsiad. I właśnie on doniósł go szpitala. Potem czekał, aż ojca zoperują i powiedział mu: „No, to teraz ty będziesz żyć. A ja idę umierać”. I poszedł z powrotem.
A mama opowiadała, jak chodziła do ojca do szpitala, gdzie leżał po ranieniu. Mieli trzyletnie dziecko. A panował przecież głód, trwała blokada… I ojciec oddawał jej swoją szpitalną pajdę. W tajemnicy przed lekarzami i pielęgniarkami. A ona ją chowała, zanosiła do domu i karmiła dziecko. Potem ojciec zaczął tracić przytomność z głodu, lekarze się domyślili wszystkiego i przestali ją do niego puszczać.
A potem zabrano jej dziecko. Robiono tak, jak opowiadała, żeby uratować dzieci od głodu. Zbierano je w domach dziecka, żeby później ewakuować. On tam zachorował, mama mówiła, że na błonicę, i umarł. Rodzice nie dowiedzieli się nigdy, gdzie został pochowany. W zeszłym roku nieznani mi ludzie z własnej inicjatywy przejrzeli archiwa i znaleźli dokumenty mojego brata. Był adres, skąd go zabrali. Pasowało imię, nazwisko, rok urodzenia. To był oczywiście mój brat. I było miejce pochówku: Cmentarz Piskariewski. Nawet konkretna działka była podana.
Po zdjęciu blokady Leningrada rodzice przeprowadzili się do rodziców ojca w Guberni Twerskiej i tam mieszkali do końca wojny. Rodzina ojca była duża. Miał sześciu braci, pięciu zginęło. Również krewni mamy zginęli. Nie było rodziny, w której ktoś by nie zginął. Ale, co zadziwiające, nie czuli nienawiści do wrogów. Ja do tej pory nie mogę tego do końca zrozumieć. Mama moja w ogóle była człowiekiem łagodnym i dobrym… I mówiła: „Jaka może być nienawiść wobec tych żołnierzy? To zwykli ludzie i też ginęli na wojnie”.
Te słowa pamiętam z dzieciństwa.