On po prostu musi odwrócić uwagę szerszej publiczności od innego skandalu: amerykańskiego szpiegowania ponad 400 tysięcy „obiektów” w Europie, we współpracy z niemieckim wywiadem BND.
Jaka jest zaleta futbolowego skandalu, czyli de facto aresztu przez amerykański wymiar sprawiedliwości na terytorium Europy (Szwajcarii) funkcjonariuszy FIFA, międzynarodowej federacji piłki nożnej? Skandal powinien poruszyć specyficzne audytorium, a mianowicie kibiców piłkarskich, którzy mogą uwierzyć we wszystko i nie rozumieć niuansów sytuacji. W każdym razie to audytorium powinno być liczniejsze niż to, które przejmuje się skandalem amerykańsko-niemieckiego szpiegowania Europejczyków.
Ale przyjrzyjmy się poprzedniemu „tematowi nr 1” dla Niemców i innych Europejczyków, a jednocześnie temu, co wiąże go ze skandalem piłkarskim.
Nie tylko opozycja, ale i część deputowanych Bundestagu ze strony koalicji rządzącej domaga się od kanclerz Angeli Merkel opublikowania listy z ponad 400 tysiącami numerów telefonów, adresów elektronicznych i innych adresów w Niemczech, we Francji, Austrii i kto wie w jakich jeszcze państwach, które przez wiele lat śledzono. Zajmowały się tym niemieckie i amerykańskie służby specjalne. Ultimatum opozycji to wyjawienie wszystkich sekretów do 8 czerwca, czyli początku kolejnej sesji niemieckiego parlamentu. Najgorszy wariant to rozpad koalicji, upadek Merkel, przedterminowe wybory itd.
Amerykanie po raz kolejny demonstrują klasyczne chwyty swoich kampanii w zakresie prania mózgów na skalę globalną. Wybierają do tego mózgi – powiedzmy szczerze – nie najmądrzejsze, i łaskoczą je krótkim słowem „kradną”. A to, że nie wiadomo jeszcze kto kradnie i co, za to doskonale wiadomo, że „podsłuchują”, to już inna sprawa.