Amerykański politolog twierdzi, że decyzja o zredukowaniu armii o 40 000 żołnierzy (zgodnie z planem do 2017 roku armia USA będzie liczyć do 450 000 żołnierzy) wywołała falę krytyki pod adresem Obamy ze strony establishmentu. Senator John McCain ostrzegł prezydenta przez „niebezpiecznymi konsekwencjami” strategii budżetowej.
Były sekretarz obrony Robert Gates napisał we dziennikach, że wiosną 2011 roku prezydent obiecał, że budżet Pentagonu niezbyt mocno dotkną cięcia. Jednak Obama doszedł ostatecznie do wniosku, iż to właśnie budżet obronny powinien być najbardziej zredukowany.
Według politologa, Obamie od samego początku podobał się pomysł ograniczenia wydatków na obronę. W 2011 roku Biały Dom również opracowywał nową strategię bezpieczeństwa narodowego, uwzględniając oszczędności. W dokumencie dotyczącym strategicznego zarządzania obroną z 2012 roku stwierdzono, że Stany Zjednoczone mogą pozwolić sobie na ograniczenie budżetu obronnego, bo wojny w Iraku i Afganistanie zbliżają się do finału.
W 2013 roku ówczesny szef Pentagonu Chuck Hagel po raz kolejny zaproponował rewizję niektórych elementów strategii wojskowej. Proponował on wtedy m.in. zredukowanie składu osobowego sił zbrojnych do 420 000 lub 450 000 żołnierzy, co nie przeszkodziłoby amerykańskiej armii w wypełnianiu postawionych przed nią zadań. Zgodził się z tym Biały Dom, ale w Departamencie Obrony te plany spotkały się z silnym sprzeciwem.
Moyar pisze, że głównym sprawcą upadku amerykańskiej armii jest Barack Obama, ale jest on również tym, kto może zmienić sytuację. Może on powstrzymać „wykrwawianie się” amerykańskiej armii, ale w tym celu musi pokonać niechęć do republikanów i nauczyć się akceptować własne błędy.