Migranci z krajów Afryki i Bliskiego Wschodu przybywają do Europy lawiną, której nie da się powstrzymać. Tylko w Niemczech w tym roku liczba przesiedleńców wynosić będzie 800 tysięcy. Jest to więcej, niż w całym XX wieku. Na wybrzeżu wysp greckich w ciągu tygodnia wylądowało ponad 21 tysięcy nieproszonych gości.
Z kolei ONZ sugeruje, że Grecja powinna znaleźć jakieś zasoby wewnętrzne, aby samodzielnie dawać sobie radę z kryzysem migracyjnym. Inne kraje także nie śpieszą z pomocą dla Aten. Nie brakuje im przecież własnych problemów. Migranci starają się przedostawać głównie do Niemiec, Wielkiej Brytanii czy też Francji. W zasadzie zadowoli ich możliwość osiedlenia się w każdym kraju europejskim. Przecież Poziom życia nawet w Bułgarii czy Rumunii jest o wiele wyższy, iż w Libii, Iraku czy Syrii, gdzie kraje europejskie nie tak dawno starannie wprowadzały demokrację, a teraz mają do czynienia z wynikiem swojej działalności.
Gdy ćwierć stulecia temu tolerancyjni Europejczycy notowali w swoich umowach tezy migracji, mieli na uwadze tylko i wyłącznie siebie. Zakładano wówczas, że migracja z krajów trzeciego świata będzie nieduża i da się regulować. W końcu kilka tysięcy uchodźców w skali rocznej to żaden problem, a nawet korzyść dla gospodarki.