Petro Poroszenko podpisał dekret o rozszerzeniu sankcji wobec 388 osób fizycznych i 105 osób prawnych, odpowiedzialnych „za aneksję Krymu i agresję w Donbasie" — czytamy w dokumencie. Na liście znaleźli się obywatele 23 państw, podejrzanych o kontakty z Moskwą i działania zagrażające interesom narodowym, bezpieczeństwu, suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. Są to politycy i eksperci, naukowcy i działacze sztuki oraz dziennikarze.
Środowisko dziennikarskie zareagowało na działania Kijowa dość ostro.
Lista wywołała negatywną reakcję również na Zachodzie — oznajmił wiceprzewodniczący pozaparlamentarnej partii prawicowej Demokracja Narodowa Ladislav Zemánek w wywiadzie dla Sputnik Česká republika. — Mam na myśli reakcję niektórych mainstreamowych mediów, które nazwały ją (listę) haniebnym atakiem na wolność słowa. Odnosi się wrażenie, że Kijów strzelił sobie bramkę samobójczą. Nastawić przeciwko sobie własnych sprzymierzeńców może tylko głupi".
Wśród przedstawicieli mediów, którym zakazano wjazdu na Ukrainę, znalazł się niemiecki dziennikarz Michael Rutz. Przez wiele lat pracował na stanowiskach kierowniczych w telewizji społeczno-prawnej RFN, do 2010 roku był szefem gazety Rheinischer Merkur, jest autorem licznych książek i filmów dla ARD. Kolejną osobą wpisaną na czarną listę jest Viliam Longauer, sekretarz Słowackiego Związku Walki z Faszyzmem. Polskę na tek liście reprezentuje publicysta Jakub Korejba.
- Ogłoszona właśnie „czarna lista", jest krokiem w stronę mroku, duchowej nędzy i zaścianka: tyleż spontanicznym co nieprzemyślanym gestem, który jeszcze długo będzie wypominany Ukrainie przez społeczeństwa krajów cywilizowanych, podkreślił Korejba.
- Z jednej strony, cieszę, się, że ukraińska władza atakuje mnie tylko kawałkiem papieru: przez 70 lat, od czasu, kiedy przodkowie rządzących obecnie w Kijowie mordowali Polaków siekierami, nastąpił jednak jakiś postęp. Z drugiej jednak strony, muszę przyznać, iż w kwestii możliwości istnienia Ukrainy we wspólnym europejskim domu, dziś stałem się pesymistą. Jeżeli Ukraina chce być państwem, które prowadzi dyskusję przy pomocy kalumnii i pohukiwań, to jest to jej własny, jak najbardziej suwerenny wybór. Tylko, że kiedy przyjdzie koniec trwającego obecnie chocholego tańca i niepodległy byt Ukrainy rzeczywiście będzie zagrożony, w Europie może znaleźć się mało chętnych do słuchania argumentów Kijowa i wyciągnięcia pomocnej dłoni, — zaznacza publicysta.
Jest to dla mnie zagadką, ponieważ oferujemy na lamach Vesti Segodnya i na naszym portalu vesti.lv różnorodne informacje, pochodzące od dziennikarzy o różnych poglądach — mówi redaktor naczelny Sergei Storchevoi. Nikt nie znosił wolności słowa, a Ukraina uważa się za państwo demokratyczne. Dlatego objęcie sankcjami dziennikarzy — nas, BBC oraz inne media jest dziwne. Autorzy opowiadali o tym, co widzieli na własne oczy, wykonując dług dziennikarza.
Dzisiaj próbujemy skontaktować się z ambasadorem Ukrainy na Łotwie. Ambasada na razie nie nawiązuje kontaktu — oto kolejny dowód na demokratyczność — podkreślił Sergei Storchevoi.