— Powołania na europejską Konwencję o ochronie praw człowieka należy rozpatrywać w kontekście obecnej sytuacji. Prawa są różne. W warunkach katastrofy migracyjnej prowadzenie dyskusji o prawie do wyboru kraju pobytu jest absurdalne. Najważniejsze jest teraz zapewnienie podstawowego prawa człowieka do życia, do dachu nad głową, opieki medycznej i żywności. W dłuższej perspektywie, po wywiadach z imigrantami, stanie się jasne, kto jest uchodźcą i ucieka przed wojną, a kto szuka lepszego życia w UE. Wtedy możemy mówić o wyborze kraju.
— Ale Europejczycy bardzo niechętnie używają tego mechanizmu nie chcąc niszczyć konsensus, aby małe kraje nie czuły się pominięte w procesie podejmowania decyzji. Dlatego tak ostra opozycja Wyszehradu może odegrać ważną rolę. Tym bardziej, jeśli Węgry, Polska, Słowacja i Czechy przytoczą nie abstrakcyjne argumenty o ochronie praw i wolności, a rzeczywiste — powiedzmy brak infrastruktury do ich przyjęcia, środków na utrzymanie imigrantów itp. Krótko mówiąc, jeśli będą konkretnie oponować — znajdzie się kompromis. Jaki? Cóż, obniżą normy przyjęcia lub wyrzucą tak irytujący „Grupę Wyszehradzką” termin „obowiązkowe” kwoty. A w rezultacie nie będzie żadnych zobowiązań prawnych, ale w rzeczywistości każdy będzie musiał wykonać część prac w kwestii podziału 120 tysięcy uchodźców. Bruksela w każdym przypadku przepchnie swoją decyzję. To po prostu musi być zrobione, absolutnie nie ma czasu! W końcu co to takiego 120 tysięcy uchodźców? Nawet jeśli zbliża się kolejny milion uciekających przed wojną domową w Syrii i Iraku, gdzie działa PI. 450-milionowa Europa ich „przetrawi”, uważa Siergiej Utkin.