W 2001 roku Chiny zostały przyjęte do Światowej Organizacji Handlu na warunkach, że do 2016 roku pozostaną w kategorii krajów z „gospodarką nierynkową”. Status ten pozwala na wprowadzanie i stosowanie wobec Chin środków antydumpingowych, a nawet embarga. UE skorzystała z tego prawa około 50 razy. Jednakże wraz z przejściem do kategorii krajów z „gospodarką rynkową” nie będzie można zastosować żadnych z tych środków.
Raport zauważa, że szczególnie ucierpią takie sektory, jak przemysł motoryzacyjny, stalowy i aluminiowy, celulozowo-papierniczy, produkcja ceramiki i szkła. Zakłada się, że ucierpi również sektor przemysłu lekkiego, a także producenci elektroniki i optyki.
W dalszej części amerykańskie centrum dochodzi do wniosku, że w okresie od 2017 do 2020 roku w krajach UE ponad 3,5 mln osób straci pracę. Od masowego importu tanich chińskich produktów najbardziej ucierpi sektor przemysłowy w Niemczech, Włoszech, Wielkiej Brytanii i Francji.
W rzeczywistości jest to kolejny cios dla europejskiej gospodarki po rosyjskich sankcjach odwetowych, które zostały wprowadzone w odpowiedzi na sankcje inspirowane przez Stany Zjednoczone, konkludują amerykańscy eksperci.
— Ten problem zależy w istocie od miejsca, jakie Chiny zajmą w strategii z jednej strony Unii Europejskiej, a z drugiej strony Stanów Zjednoczonych. Wiemy, że obecnie jest negocjowana Transatlantycka Strefa Wolnego Handlu pomiędzy Waszyngtonem a Brukselą, która, jak się wydaje, jest głównie kierowana interesem amerykańskim, gdzie Unia jest na pozycji młodszego partnera. Decyzja o podejściu do Chin jest związana moim zdaniem z kierunkami strategii, jaką Unia Europejska podejmie w obecnie kształtującym się świecie wielobiegunowym. Innymi słowy, jeżeli dalej będzie tkwiła w ścisłym związku z USA i ten traktat, ta strefa wolnego handlu zostanie podpisana, to należy oczekiwać jakiejś rewizji i przeciwdziałania chińskiej ekspansji gospodarczej. A jeżeli Unia postanowi się uniezależnić, to pójdzie w kierunku bardziej spolegliwym dla Pekinu, widząc po prostu w rękach zbytów wschodnich również szansę dla eksportu i rozwoju własnej gospodarki pogrążonej przecież w kryzysie.
— Na pewno, polska gospodarka jest gospodarką półperyferyjną, w związku z czym, jeżeli wejdą tu Chińczycy z całym swoim zapleczem możliwości, to niewątpliwie nasze państwo może tu być za słabe, aby obronić swoje pozycje, — uważa polski ekspert.
— My z niepokojem oczekujemy zmiany statusu chińskiej gospodarki na „rynkową”, choć w rzeczywistości gospodarka ta od dawna działa jako rynkowa. Ale tak można było ją w jakiś sposób regulować, obowiązywały środki antydumpingowe. Teraz znajdujemy się w obliczu tsunami chińskich tanich produktów, któremu trudno jest się przeciwstawić.
— Amerykańscy eksperci lubią straszyć Europę. Dlaczego? Ponieważ fala tanich towarów najprędzej znacząco uderzy w same USA, będzie miała negatywny wpływ na amerykańską gospodarkę. To po pierwsze. Po drugie, wraz ze zmianą statusu chińskiej gospodarki na „rynką” może okazać się, że innowacje i różne technologie stopniowo z Doliny Krzemowej zaczną emigrować do Państwa Środka… I to jest już bardzo, bardzo poważne, — podsumowuje słowacki ekonomista.