Moskwa była finałowym akordem w podróży polskiej młodzieży do Rosji. W piątek, po pobycie na Krymie, grupa zwycięzców Olimpiady z języka rosyjskiego i literatury przybyła do stolicy. Wyjazd został zorganizowany przez Rosyjsko-Polskie Centrum Dialogu i Porozumienia.
Ciepła i słoneczna pogoda sprzyjała dobrej atmosferze. Przyjemnie było widzieć, że dziewczęta pełne wrażeń i z piękną opalenizną, cudownie spędzają swoje zagraniczne wakacje.
W Warszawie wyjazd uczennic potraktowano z dezaprobatą. Organizatorom zarzucano, że jest to jakoby akcja propagandowa. Polskie władze dotychczas uważają Krym za terytorium Ukrainy i według ich dyrektyw podróż należało uzgodnić z Kijowem. Polscy dziennikarze dosłownie atakowali dziewczęta pytaniami: "Czy zdajecie sobie sprawę, jakie konsekwencje może mieć dla was ta podróż?", „Czy nie boicie się, że będziecie białymi wronami w swoim otoczeniu?".
Natomiast dziennikarzy radia „Sputnik" interesowały głównie wrażenia dziewcząt wyniesione z podróży na Krym. Jedna z nich, zielonooka brunetka, powiedziała między innymi:
A jej koleżanka dodała:
— Zobaczyliśmy wszystkie możliwe muzea na Krymie. Było fajnie. My po prostu zwiedzaliśmy Krym, zobaczyliśmy go z dobrej strony, więc nie możemy opowiadać o tym źle. To nie znaczy wcale, że jesteśmy prorosyjscy, źli, że nie jesteśmy patriotami. My po prostu dostaliśmy szansę zobaczenia tego i z niej skorzystaliśmy. Zrobiła się straszna nagonka. Jak możemy się wypowiedzieć źle, kiedy widzimy zachód słońca nad Morzem Czarnym. Czy mamy powiedzieć, że to okropny widok, że strasznie było nam źle, skoro było nam dobrze?
Tego samego dnia wysłano pisma do szkół wszystkich uczestników wyjazdu, adresowane do dyrektorów z prośbą, żeby przeprowadzili rozmowę informacyjną z młodzieżą. Wysłane zostały też pisma do samych uczniów — do pełnoletnich bezpośrednio do nich, do niepełnoletnich do rodziców. W piśmie młodzieży jest zadawane pytanie, czy zdaje sobie sprawę z tego, że będą mogli mieć problemy z wjazdem na Ukrainę i wjazdem do innych krajów. Co prawda, nie wymieniono jakich, — mówi Romańczuk.
— Można, więc, to odebrać jako akt zastraszenia. To wszystko towarzyszy temu pięknemu wyjazdowi i psuje całą atmosferę. Z czegoś, co miało od początku i ma, mimo wszystko, charakter głównie edukacyjno-kulturoznawczy, robi imprezę polityczną. Jeśli zajrzą państwo do programu, to trudno znaleźć tam cokolwiek politycznego. Spotkaliśmy się na Krymie z gospodarzami Krymu, z wicepremierem panem Muradowem. Więcej punktów, które można uznać za polityczne w programie nie ma. Cała reszta to jest kultura, i rzeczy, związane z poznaniem Rosji, konkretnych miejsc, gdzie jesteśmy, — powiedział Romańczuk.