W październiku ubiegłego roku media poinformowały, że Bułgaria do 2020 roku chce zrezygnować z rosyjskich samolotów, by mniej zależeć od Rosji. Bułgaria rozpatrywała wówczas również ewentualny zakup myśliwców wielozadaniowych produkowanych w krajach NATO zamiast rosyjskich samolotów MiG-21, MiG-29 i Su-25, znajdujących się na wyposażeniu bułgarskiej armii. Ale ostatnio resort obronny tego kraju, z powodu braku środków, postanowił jednak zrezygnować z zachodnich samolotów, wrócić do eksploatacji rosyjskich myśliwców i przeprowadzić ich remont… w Polsce.
Rosja uznała, że jest to niezgodne z prawem. Polska nie może wykorzystywać części zamiennych samolotów na potrzeby strony trzeciej. Jeśli tak się stanie, to przestaną być one dostarczane do tego kraju.
Tymczasem wiceminister obrony Polski Czesław Mroczek oświadczył, że nie należy obawiać się konsekwencji, o których mówi Rosja. – Nasza współpraca (z Bułgarią – przyp. red.) będzie zgodna z prawem i umową, która przewiduje utrzymywanie maszyn w sprawności – powiedział.
— Powszechna praktyka jest taka, że ani jeden producent nie będzie odpowiadał w przypadku, jeśli w jego sprzęt będą ingerować niecertyfikowani specjaliści lub organizacje, które nie posiadają licencji, lub montowania nieoryginalnych części. Szczególnie dotyczy to skomplikowanego sprzętu wojskowego. To jest aksjomat, z którego rosyjscy producenci sprzętu wojskowego nie zrezygnują. Odpowiedź jest jedna – unieważnienie gwarancji – powiedział Dawidenko.
Rosyjska korporacja MiG wyjaśniła, że koszt remontu jednego z 14 silników wynosi ponad milion euro.