Daleko nie zawsze to, czego politycy chcą od ministerstwa obrony, jest zgodne z tym, co może ono zrobić w rzeczywistości, pisze duńska gazeta Ekstrabladet.
Lider socjaldemokratów Mette Frederiksen powiedział wówczas, że główna partia opozycyjna państwa popiera tę ideę.
Ale bombardowanie w Syrii z pomocą myśliwców F-16 zupełnie nie wpisuje się w istniejącą rzeczywistość, uważa podpułkownik Niels Tønning, prezydent duńskiego sojuszu oficerów.
„F-16 nie ma żadnych systemów obronnych przeciwko zagrożeniom, z którymi trzeba walczyć w Syrii. Dopóki nie podpiszemy sojuszu z Syrią, po prostu nie będziemy mieli czym bronić naszych F-16. Nie możemy jechać do Syrii. Bez sojuszu z Syryjczykami nie warto nawet marzyć o sukcesie” – powiedział.
Duńskie myśliwce F-16 niedawno powróciły do domu po roku walki przeciwko ISIS w Iraku. Zawrócono je, ponieważ ludzie byli wycieńczeni, a aparatura wymagała obsługi serwisowej.
Rząd planuje jednak znów skierować duńskie samoloty w rejony konfliktu. Ponadto, władze rozpatrują możliwość rozszerzenia duńskiego mandatu. Jedna z idei to wzięcie w arendę myśliwców innego typu, aby pomóc w bombardowaniu w Syrii. Ale to nie jest raczej dobry pomysł, uważa Tønning.
— Piloci będą potrzebowali kilku lat, aby przyzwyczaić się do innego typu samolotów. Chyba nie myślicie, że duńscy piloci mogą tak po prostu siąść za stery dowolnego samolotu i polecieć sobie?
Na razie nie ma informacji, kiedy duńskie myśliwce znów wzniosą się w powietrze. Do tej pory Duńczycy nie brali udziału w bombardowaniach pozycji ISIS w Syrii.