„Nigdy nie myślisz o tym, że coś podobnego może przytrafić się właśnie Tobie" — tymi słowami zaczęła swój apel. Dalej opowiada o nadzwyczaj wesołej atmosferze w piątkowy wieczór na koncercie rockowym w „Bataclanie". Wszyscy tańczyli, śmiali się, a kiedy nagle grupa uzbrojonych mężczyzn weszła głównym wejściem i otworzyła ogień, pomyśleliśmy, że to część widowiska. „To nie był zwyczajny atak terrorystyczny. To była prawdziwa jatka. Na moich oczach rozstrzelano dziesiątki ludzi. Na podłodze leżały kałuże krwi. Wokoło płacz mężczyzn trzymających ciała swoich zabitych ukochanych (…) Zrujnowana przyszłość, zgnębione nieszczęściem rodziny, i wszystko to w mgnieniu oka" — pisze Isabelle.
„I kiedy tak leżałam w kałuży krwi nieznanych mi ludzi i czekałam, kiedy kula dobije mnie na 22 roku życia, przywoływałam w pamięci każdą twarz, każdego, komu mówiłam « Kocham Cię ». I tak w kółko. Przypominałam sobie najważniejsze chwile w moim życiu. Chciałam, żeby Ci, którzy mnie kochają — niezależnie od tego, co mi się przydarzy — nie tracili wiary w ludzi i nie pozwolili tym mężczyznom wygrać" — napisała dziewczyna.
Ona wiary w ludzi nie utraciła. Isabelle Boveri podziękowała wszystkim tym, którzy udzielili jej pomocy i wsparcia w ten przeraźliwy dzień.
Jednym z bohaterów — jak sama ich ona nazywa — był młody chłopak, który wspierał ją i uspokajał, nie bojąc się tego, że może zostać zauważonym przez terrorystów. Boveri opowiedziała o młodej parze, których ostatnimi słowami były słowa miłości, o służbach porządkowych, którzy uratowali życie wielu ludziom, o nieznajomym, który przez 45 minut, kiedy już zakładnicy zostali zwolnieni, pocieszał ją, o mężczyźnie, którego przyjęła za swojego, jak jej się zdało, ukochanego, rozstrzelonego w wyniku ataku; o tym, jak ten mężczyzna nie odepchnął jej, a wszelkimi sposobami starał się ją wesprzeć. „Teraz naszym obowiązkiem jest doskonalić się. To nasz obowiązek wobec tych niewinnych ofiar, które miały swoje marzenia, i których już nigdy nie zrealizują" — dodaje Isabelle.