Pomimo że technicznie na Ukrainie odbyły się wolne i uczciwe wybory, wyborcy musieli wybierać z małej liczby kandydatów, reprezentujących ich rozczarowanie i niespełnione oczekiwania — pisze The National Interest.
Pierwsza tura wyborów do samorządów odbyła się na Ukrainie 25 października według nowego prawa wyborczego. W niewielkich miastach z liczbą wyborców poniżej 90 tys. osób odbyła się jedna tura wyborów, a w dużych miastach, jeśli kandydaci nie zdobyli ponad 50% głosów, zostało wyznaczone powtórne głosowanie.
„Ostatnie dwa lata osłabiły ten optymizm, jeśli nie gorzej, oraz naraziły na próbę cierpliwość elektoratu. W rzeczywistości ponurość ogarnia teraz większą część kraju (niekoniecznie absolutną większość), która poparła reformy" — czytamy w materiale.
Ze 130 bloków i partii politycznych jedynie 12 realizowało aktywną kampanię polityczną podczas obecnych wyborów w dwóch lub więcej obwodach — pisze periodyk, podkreślając, że głównymi uczestnikami i dlatego zwycięzcami wyborów były struktury miejscowych oligarchów i patronów politycznych.
„Tymczasem kurs waluty spadł, poziom bezrobocia gwałtownie wzrósł, mocno uderzyła inflacja, i emeryci ledwo sobie radzą. Tak więc nic dziwnego, że sondaże świadczą o znacznym spadku poparcia społecznego i tolerancji dla nowego reżimu" — pisze NI.
Teraz głównym problemem Ukrainy jest nie tyle strach przed rosyjską ingerencją i działaniami zbrojnymi, ile niezdolność nowego rządu do spełnienia swoich obietnic, którego oczekuje ludność.
„Pokrótce, parafrazując amerykański komiks gazetowy Pogo, teraz wrogiem jesteśmy my" — czytamy w artykule.