Szef Europarlamentu Martin Schulz poddał ostrej krytyce oświadczenia przedstawicieli nowych władz polskich odnośnie do kryzysu migracyjnego. Pod ogniem krytyki znalazła się zarówno partia PiS, którą Schulz określił mianem „radykalnej" i „konserwatywno-narodowej", a także nowy minister ds. europejskich Konrad Szymański, któremu dostało się za to, że podważył zasadność unijnej dyrektywy dotyczącej przyjęcia uchodźców po piątkowych atakach terrorystycznych w Paryżu.
Martin Schulz dobitnie stwierdził, że Polska jest krajem, który dużo wymaga od innych, a od siebie mało daje. Nawiązał w tym miejscu do tego, że Polska jest jednym z największych beneficjentów europejskich funduszy i krajem, który stale czegoś się domaga: broni, żołnierzy, dotacji, czy w końcu sankcji wobec Rosji. Tym samym Polacy wygrywają na europejskiej zasadzie solidarności. Tej jednakże brakuje ze strony Polski, która chce się dziś wyłamać z unijnej dyrektywy, zgodnie z którą ma ona przyjąć na swoim terytorium do 7 tys. uchodźców. Szef Europarlamentu nazywa też czymś nieprzyzwoitym próbę czerpania własnych korzyści z tragedii, jaka dokonała się w Paryżu. Bowiem, jak mówi Schulz: „syryjscy uchodźcy uciekają z własnego kraju przed tymi samymi terrorystami, którzy urządzili jatkę w Paryżu".
Zdaniem Schulza, gdyby wszystkie kraje wspólnoty europejskiej zgodnie podzieliły między sobą wszystkich uchodźców, nie doszło by do żadnego kryzysu. Tylko rezygnując z zasady solidarności w Europie, tak jak to dziś czynią władze w Polsce, to co mogło być wyzwaniem, przeradza się w kryzys na europejską skalę.