-Polskie media poświęcają dziś sporo miejsca reformie mediów publicznych. Według posłanki PiS Barbary Babuli media publiczne staną się mediami narodowymi. Więc jak Pan sądzi, czy to nie grozi totalną propagandą?
— Wszyscy, a przynajmniej większość w Polsce widzów, słuchaczy, czytelników mają wrażenie, że coś z mediami powinno się stać, bo one nie nadążają za zmianami politycznymi w kraju i w Europie, i że są najczęściej dosyć jednostronne w przekazywaniu informacji. Na podstawie oceny sytuacji powstał taki zamysł. Oczywiście nikt nie może stwierdzić, że jakakolwiek administracyjna reforma może przynieść coś, jeżeli nie będzie w zamyśle organizatorów takiej reformy właśnie to, żeby uzyskać możliwość upowszechnienia mediów, w których toczy się szeroka, niczym nieskrępowana dyskusja.
Ja nie chcę tłumaczyć pomysłodawców tego przedsięwzięcia, bo źródeł pewnie jest wiele. Jednym z nich jest, z tego, co czytamy, zamiar zamiany płacenia abonamentu przez widzów i słuchaczy tzw. opłatą audiowizualną. Także przemienienie sposobu organizacji mediów ze spółek skarbu państwa w narodowe instytucje kultury, na przykład jak opera narodowa, czy filharmonia narodowa. To jest zmiana w dużej mierze organizacyjna - w projekcie jest napisane, że ma być zarząd jednoosobowy. Wszystko ma się odbyć z udziałem środowisk twórczych.
Praktyka pokaże, jak to będzie wyglądać. Do tej pory jesteśmy po zmianie systemu ćwierć wieku i wciąż ta sfera kuleje. W Polsce nie ma ustawy o zakazie koncentracji własności mediów. W Polsce bezkarnie oddano Niemcom prasę, obecną jeszcze w czasach PRL-u, najpierw Francuzom, ale to był taki pośredni etap. Powstają nowe gigantyczne instytucje, zajmujące się też działalnością wydawniczą.
Z kolei ta część mediów, które są publiczne, można bez większego ryzyka powiedzieć, że jest nieprzerwanie w rękach tych samych środowisk politycznych, liberalnych. Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory i prezydenckie, i parlamentarne i prawdopodobnie będzie chciało dokonywać zmian także w mediach. Ja osobiście wolałbym, żeby media były różnorodne, swobodne pod względem politycznym. Wypada nam pozostać teraz przy słowie nadziei. Żadna administracyjna zmiana nie zagwarantuje polepszenia. A nie musi też być gorzej. Ale lepiej, żeby była poprawa, żeby skutek tego był rzeczywisty, a nie skończyło się to po prostu państwową propagandą.
-Zamieszanie powstało za sprawą spektaklu Teatru Polskiego we Wrocławiu. Ingerencja w sprawy repertuaru tego teatru ze strony wicepremiera i ministra kultury Piotra Glińskiego. Szum jest spory. Czy Pan uważa, że rzeczywiście minister kultury może sobie pozwolić na taką ingerencję?
— Ja sam jestem absolwentem Łódzkiej Szkoły Filmowej, jestem scenarzystą filmowym i w związku z tym powiem tak: Jestem odbiorcą tego, co prezentują twórcy kultury. Teatr Polski we Wrocławiu wystawiał sztukę „Śmierć i dziewczyna", zapowiadaną od samego początku jako sztuka pornograficzna. Jest to teatr narodowy, takich instytucji jest niewiele.
- Radio Hobby z Legionowa transmituje programy naszej rozgłośni Sputnik, no i właśnie za to chcą jej odebrać licencję.
— To jest skandal. Na szczęście to się jeszcze nie dokonało i wierzę, że to się nigdy nie stanie. To już byłoby naprawdę coś, co miałoby przejaw sprzeczności z naszym pierwszym punktem naszej rozmowy. Emisja audycji Sputnika w niczym nie zubaża polskiego rynku, wręcz przeciwnie poszerza go.