Jednak Michaił Chodarionok ma wątpliwości odnośnie tego, że tureccy piloci wykonali całą niezbędną w takich przypadkach kolejność działań. „Jeśli doszło do naruszenia granicy państwa, byliby zobowiązani skontaktować się z rosyjskimi pilotami na międzynarodowych częstotliwościach i ostrzec o fakcie naruszenia. Jeśli nie udało się skontaktować, turecki myśliwiec powinien wyjść albo z lewej, albo z prawej strony niewiele w przód naszego samolotu i trochę pomachać mu skrzydłami — nawiązać kontakt wzrokowy, pokazać: „chłopaki, coś robicie nie tak”. Potem on powinien zmusić go do lądowania. W skrajnym przypadku powinien on pokazać mu niezbędną drogę ogniem z działa, — wyjaśnia ekspert. — Turecki myśliwiec również raczej nie włączył radiolokacyjnego celownika, ponieważ jeśli by włączył, Su-24 ma system, który informuje o napromieniowaniu radiolokacyjnym celownika wroga. Mam poważne wątpliwości, czy to było zrobione. Nie mogę sobie wyobrazić, że piloci nie posłuchali ani jednego z tych znaków”.
Su-24: 17 sekund czy 10 ostrzeżeń?
© Sputnik . Dmitriy Vinogradov / Idź do banku zdjęćRosyjski samolot Su-24 startuje z bazy Hmeimim w Syrii

© Sputnik . Dmitriy Vinogradov
/ To, co się wydarzyło 24 listopada, to najpoważniejszy incydent wojenny między Moskwą a jednym z krajów członkowskich NATO w poradzieckiej historii Rosji. Prezydent Rosji Władimir Putin nazwał działania Turcji ciosem w plecy oskarżając władze tego kraju o poplecznictwo terroryzmu.
Prowadząc operację w pobliżu tureckiej granicy rosyjscy piloci dużo ryzykowali, uważa redaktor naczelny gazety „Kurier wojskowo-przemysłowy”, emerytowany pułkownik Michaił Chodarionok. „Tam obszar jest tzw bezorientacyjny, granica kręta, bardzo łatwo ją przekroczyć, szczególnie gdy samolot leci z prędkością 20 km/min, — powiedział on „Kommiersantowi”. — Jeśli już wyślesz Su-24 na misję bojową, byłoby dobrze, aby osłonić go jeszcze myśliwcami. Gdyby były tam w powietrzu rosyjskie Su-30, to ostro ostudziłoby to zapał tureckich pilotów F-16”.