Co prawda, Witrenko nie podał nowych stawek oraz terminu ich wprowadzenia. Ponadto jego wiadomość była bardzo błaha: „Dziennikarze, nie możecie przegapić wiadomości o tym, że Ukraina w końcu radykalnie podniosła Gazpromowi stawkę tranzytową (w całkowitej zgodzie z zasadami europejskimi) i że wieloletnie wysiłki Gazpromu omijania Ukrainy znalazły godną odpowiedź? To taka przednoworoczna aluzja”.
Obowiązująca umowa tranzytowa między Ukrainą a Rosją przewiduje płynne taryfy na tranzyt gazu, które zależą od cen gazu. Obecnie wynoszą one 2,73 dolara za tysiąc metrów sześciennych na 100 kilometrów.
Pod koniec grudnia okazało się, że Kijów może zgłosić nowe pretensje odnośnie tranzytu, tj. o dodatkowe 3,15 mld dolarów. Ale jest to już związane ze stanowiskiem ukraińskiego komitetu antymonopolowego, który podejrzewa Gazprom o nadużywanie dominującej pozycji.
— Ukraina nie może samodzielnie zmienić obowiązującej umowy, – komentuje szef Funduszu Narodowego Bezpieczeństwa Energetycznego Konstantin Simonow. – Tym bardziej, że ta umowa jest bezpośrednio związana z cenami gazu, a one obecnie spadają.
Konstantin Simonow nie wyklucza, że oświadczenia o zmianie stawki mogą być próbą Ukrainy wywarcia presji na Europę, które jest bezpośrednio zainteresowana nieprzerwanym tranzytem rosyjskiego gazu poprzez terytorium Ukrainy. – Na razie to jedynie rozmowy, ale, jeśli dojdzie do radykalnych działań, zastosowania nowych stawek, może się to zakończyć działaniami w odpowiedzi ze strony rosyjskiego koncernu, jak miało to miejsce zimą 2008/2009 roku, kiedy Gazprom zawiesił tranzyt, — powiedział Simonow. – Ukraina na to liczy – dodał. W taki sposób Kijów może spróbować zmusić Europę, by zapłaciła za rosyjski gaz dla Ukrainy.
Gazprom nie będzie płacił według nowej stawki. Wtedy Naftohaz złoży pozew w Sztokholmie, twierdząc, że nowe taryfy są zgodne z III pakietem energetycznym Unii Europejskiej.