„Stawanie po czyjeś stronie w pośredniej wojnie między dużym szyickim i dużym sunnickim państwem jest niebezpieczne. W ogóle nasze interesy są zbieżne z interesami Teheranu" — uważa.
Z jego punktu widzenia, decyzja Arabii Saudyjskiej, aby wywołać ten kryzys związana jest między innymi z dążeniem Rijadu do postawienia Waszyngtonu przed wyborem między dwoma stronami.
Saudyjczycy są dawnymi sojusznikami USA i z historycznego punktu widzenia ich poparcie byłoby zrozumiałe — rozważa on — jednak jeśli „zajrzymy w przyszłość", to właśnie Iran jest bardziej logicznym partnerem.
Według niego, USA i Iran w pierwszej kolejności łączy wspólna nienawiść do sunnickich ugrupowań terrorystycznych. Poza tym Iran jest ściśle związany z ludnością szyicką w Syrii, Afganistanie, Libii, Libanie, Iraku, Bahrajnie i może wpłynąć na nią jak nikt inny.
Poza tym według słów Kinzera irańskie społeczeństwo jest bardziej świeckie niż społeczeństwo w Arabii Saudyjskiej, w którym religia dominuje w życiu społecznym. Irańskie kobiety są bardzo aktywne i same prowadzą biznesy, a saudyjskie bez pozwolenia męża nie mogą nawet prowadzić samochodu czy podróżować — podaje jako przykład Kinzer.
Przypomina, że ataki 11 września 2001 roku na bliźniacze wieże zostały zaplanowane i zrealizowane głównie przez osoby, pochodzące z Arabii Saudyjskiej. Natomiast Teheran według niego był jedyną stolicą świata muzułmańskiego, w której ludzie spontanicznie zebrali się na akcje ku pamięci ofiar z zapalonymi zniczami.
„Amerykanie uświadomili sobie, że Arabia Saudyjska jest państwem represyjnym, i to w wysokim stopniu. Co gorsze, jest głównym sponsorem Państwa Islamskiego, Al-Kaidy i Talibanu" — twierdzi on.
Tym nie mniej gwałtownie odwracać się od swojego dawnego sojusznika USA też nie powinny — pisze Kinzer. Arabia Saudyjska „ma jeden z kluczy do nowej przyszłości Bliskiego Wschodu", Waszyngton będzie musiał współpracować z Rijadem, jeśli chce mieć możliwość „obracania tego klucza".