Wiedeń czasowo zawiesił układ z Schengen. Kraj ten wprowadza również pełną kontrolę na granicy — będzie sprawdzać wszystkich migrantów bez wyjątku. Ci, którzy nie mają prawa do azylu, będą niezwłocznie wydalani z kraju.
W swoim porywie „zamknąć bramy na zasuwy” Austria nie jest osamotniona. Najpierw Węgry zaczęły budować kordony zaporowe. O wprowadzeniu kontroli granicznej poinformowała Szwecja. O możliwości zamknięcia granic w połowie grudnia mówił również minister spraw wewnętrznych Niemiec Thomasa de Maiziere. Po wydarzeniach w Kolonii liczba zwolenników tej idei wyraźnie wzrosła.
Nawet Bruksela nie może dłużej zaprzeczać faktom. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker powiedział, że państwa członkowskie UE „nie poradziły sobie” z kryzysem migracyjnym. Co prawda on od razu ostrzegł, że przywrócenie granic państwowych może zniszczyć europejski rynek wewnętrzny. „Bez strefy Schengen, bez swobody przemieszczania się europejskich obywateli euro nie ma sensu”, — podkreślił Juncker.
To premiera Węgier jeszcze można klepać w policzek i nazywać dyktatorem. Ale z kanclerzem Austrii lub z szefem jakiegokolwiek innego kraju-weterana UE takie spoufalanie się nie przejdzie. Ale co zrobić, aby ocalić UE przed kryzysem wewnętrznym — nikt nie wie. A skoro tak, to kryzys będzie tylko narastać, zgodnie z prognozami Friedmana.
Opinia autora może nie odzwierciedlać stanowiska redakcji.