Po niezbyt pewnym zwycięstwie rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju w przedterminowych wyborach w 2015 roku właśnie Berlin poparł Erdogana i jego współpracowników. Próbując powstrzymać napływ migrantów, Niemcy obiecały tureckim władzom ogromne przywileje, jeśli zatrzymają uchodźców, pisze Marc Pierini.
I kanclerz rzeczywiście to zrobiła: ale nie tyle obietnicami bonusów dla Turcji, co pozwalając Erdoganowi ignorować prawo oraz wolność słowa i wypowiedzi niezbędne do członkostwa w Unii Europejskiej. Pozwalając tureckiemu prezydentowi bezkarnie grozić Europie jeszcze większa falą migrantów, Merkel stworzyła wrażenia, że był on mile widzianym autorytarnym politycznym partnerem, który – jak podkreśla autor — mógł swobodnie omijać podstawowe wartości Wspólnoty.
Formalnie Unia Europejska w żaden sposób nie może wpłynąć na politykę Erdogana i jego ambicje, bo prezydenta i parlament wybrano legalnie. Teraz, według Marca Pierini, pytanie brzmi: jak wysoką cenę jest gotowa zapłacić UE, by Turcja nadal powstrzymywała uchodźców.