— Niemcy, Francja, Włochy, Belgia i Austria nie chcą wspólnego z Polską, krajami bałtyckimi i Bułgarią regionalnego planu na wypadek kryzysu gazowego. Czy świadczy to o tym, że do solidarności energetycznej w Europie jest jeszcze daleko?
Zapewne w ocenie tych państw utworzenie jakichkolwiek regionalnych planów mogłoby w razie problemów pogorszyć ich bezpieczeństwo. Gdyby coś się działo, to oni by na tym stracili, a zyskałyby inne państwa, takie jak Polska, kraje bałtyckie czy Bułgaria.
Jeżeli zaś chodzi o solidarność energetyczną w Europie, to droga do tego jest bardzo daleka. To, co zaproponowała komisja, to są wstępne przymiarki do rozwiązania tego problemu na poziomie całej Unii. To propozycje do dyskusji i już teraz widać, że ta dyskusja wcale nie będzie łatwa.
W grę wchodzą wielkie interesy potężnych państw, a to oznacza, że trzeba będzie montować koalicje państw mniejszych, czy tych, które inaczej postrzegają sytuację. Niewykluczone, że cała ta inicjatywa za kilka lat spełznie na niczym.
Zauważmy, że Niemcy mają ambicję, by stać się głównym ośrodkiem handlu gazem w Europie. Chcą odebrać trochę pozycję Austrii, gdzie hub Baumgarten jest teraz głównym ośrodkiem w Europie Centralnej. Są też inne huby w Wielkiej Brytanii, Belgii, Holandii.
Niemcy zaś nie ukrywają ambicji, że to oni chcieliby stać się ośrodkiem handlu, i konsekwentnie realizują tę ideę, wspierając choćby projekt Nordstream 2. Plany rozbudowy jego lądowej części, tzw. Gazociąg Eugal, zakładają, że będzie on przebiegał wzdłuż zachodniej granicy Polski, na terenie Niemiec, w kierunku Czech, a to jest kompletnie sprzeczne z jakąkolwiek ideą solidarności europejskiej.
O tym mówią wszyscy, oprócz samych Niemiec. Oni mają w tym swój interes, przeliczony na pieniądze, interes robiony z Rosją. To może spowodować gigantyczne problemy w całej Unii.
— Tu są dwie kwestie, które należy rozdzielić.
Polska w tej chwili odbiera gaz kupowany od Gazpromu za pośrednictwem Gazociągu Jamalskiego. Mamy tam dwa kontrakty. Pierwszy — umowa przesyłowa, dotyczy przesyłu gazu tym gazociągiem i wygasa w 2019 roku. Natomiast umowa handlowa, czyli kontrakt na sam gaz, wygasa w 2022 roku.
Naimski mówił o tym, że po wygaśnięciu kontraktu w 2022 roku Polska nie zamierza podpisywać kontraktu długoterminowego. On nie powiedział, że Polska nie będzie kupowała gazu od Rosji. Gazprom zawsze lubił takie długoterminowe kontrakty.
Ja bym widział w tej wypowiedzi element negocjacji. To sygnał ze strony rosyjskiej, że byłaby skłonna do negocjowania tego, co dalej.
Natomiast pojawi się inny problem.
W 2019 roku wygasa umowa przesyłowa i teoretycznie, jeśli nie będzie przedłużona, to Polska musiałaby odbierać kupiony od Gazpromu gaz innymi drogami niż Gazociąg Jamalski, który zostałby dla Polski wyłączony. Być może również tego dotyczy wypowiedź prezydenta Putina. Tak naprawdę oznacza to, że już teraz zaczynają się rozmowy na temat, co dalej. Dobrze, że zaczynają się teraz. Mamy kilka lat na dyskusję.
Podkreślę jeszcze raz, że Naimski nie powiedział, że nie będziemy kupować gazu od Rosjan. On podkreśla od dawna, że nie powinniśmy kupować gazu od Gazpromu na podstawie bardzo długich, wieloletnich kontraktów. Raczej na zasadach rynkowych, czyli jak jest jakaś okazja, to można ją wykorzystać.
To nie jest pomysł obecnego rządu, bo już poprzedni wzmiankował o tym w niektórych dokumentach, uzasadniając takie, a nie inne plany rozbudowy gazociągów w samej Polsce.
Wskazywano, że w roku 2022 sytuacja ulegnie zmianie, bo, jak napisano wprost, „ustaną dostawy Gazociągu Jamalskiego" i na to trzeba się przygotować. Nie jest to więc nowość.