Z kolei Poroszenko ma nadzieję na zachowanie sankcji wobec Rosji. O tym, że sankcje mogą być osłabione z powodu Brexit uprzedził szef ukraińskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europu Wołodymyr Arjew.
— Sankcje wobec Rosji będą stopniowo osłabiane od 2017 roku, a ruch bezwizowy dla nas, Gruzji i Turcji zostanie odłożony na czas nieokreślony – powiedział Arjew.
Deputowany z Partii Radykalnej Andriej Łozowoj również dopatrzył się w Brexit rozpadu UE.
— Perspektywa rozpadu Unii Europejskiej jest w pełni realna po brytyjskim referendum, całkowicie na sumieniu brukselskich urzędników. Zbyt długo i mgliście zawracali głowę nam i innym kandydatom – napisał Łozowoj na Facebooku.
— Europejczycy przestaną interesować się pokojem na Ukrainie. Dlatego Berlin powinien działać z wyprzedzeniem: tracąc Wielką Brytania, Europa może zyskać Ukrainę – powiedziała Hopko.
Tymczasem wiceprzewodnicząca Rady Najwyższej Iryna Heraszczenko twierdzi, że Brexit będzie miał negatywne konsekwencje dla ukraińskiej dyplomacji. – Teraz, kiedy UE jeszcze głębiej ugrzęźnie we własnych poważnych problemach, jeszcze trudniej będzie obronić nam swoje stanowisko – oceniła ukraińska polityk.
Podobnego zdania jest Serhij Łeszczenko z Bloku Petra Poroszenki. Porównał on Brexit do „zimnego prysznica”. Natomiast Anton Geraszczenko twierdzi, że Kijów nie musi „posypywać głowy popiołem”, bo UE nie chce widzieć Ukrainy w swoich szeregach.
— Z naszym stopniem korupcji, bezprawia w wymiarze sprawiedliwości i niskim poziomem rozwoju gospodarczego nikt za bardzo na nas w UE nie czeka – stwierdził polityk. Dodał, że Kijów powinien teraz orientować się na USA i Kanadę w polityce zagranicznej, a nie liczyć na integrację ze Wspólnotą.