— „Jesteśmy przekonani, że szczyt NATO w Warszawie ustabilizuje sytuację zarówno na Wschodzie, jak i na Południu" — to powiedział kilka godzin temu na briefingu, na tydzień przed szczytem minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz. Czy Pan w to wierzy?
W związku z tym do jego wypowiedzi odnoszę się z dużym dystansem. Jak to się mówi, daj Boże, żeby ten szczyt, który się odbędzie w Warszawie, takie stanowisko wypracował.
Chociaż szczerze powiedziawszy, nie wiem, czym to się skończy.
Podejrzewam, że będzie to tylko gadanina na tematy ogólne, co słyszymy już od dłuższego czasu. Natomiast państwa zachodnie mają jednoznaczną własną ocenę sytuacji i dlatego ja bym niczego wielkiego się nie spodziewał.
— Według pana ministra „NATO jest sojuszem obronnym, defensywnym". Czy Pan podziela ten pogląd?
— Czy NATO jest sojuszem obronnym? To jest dyskusyjna formuła.
Natomiast, to, co widzimy, to, co donoszą niezależne źródła i media, o tym, co się dzieje tu i tam, koliduje ze słowami. Między słowem a faktami są duże rozbieżności.
— „Polska była w NATO, i wreszcie NATO będzie w Polsce"- czy te słowa Macierewicza bardzo Pana ucieszyły?
— Powiem tak, kiedyś na początku lat 90-tych z pewną satysfakcją przyjąłem wyjście wojsk radzieckich z Polski. To był jednoznaczny sygnał odzyskiwania suwerenności. Sytuacja, jaka wówczas była w Europie, szczególnie tutaj w Europie Środkowej, była jak najbardziej adekwatna do tego, aby taki kierunek działań po rozpadzie Układu Warszawskiego nastąpił.
Tym bardziej, że wcześniejsze dokumenty i ustawy, jakie zostały podjęte, dają duże prerogatywy tym żołnierzom. Praktycznie państwo polskie ma niewiele do powiedzenia nawet w kwestii oceny tego, co dzieje się na terenie, gdzie działają. Nie jest to dobre rozwiązanie, mówiąc bardzo oględnie, bo tu się cisną inne słowa.