Minister przebrał zapewne miarkę swoimi wypowiedziami. Ostatnio w wywiadzie opublikowanym w „Naszym Dzienniku” stwierdził on, że polska armia powinna liczyć przynajmniej 150 tysięcy żołnierzy i tylko demonstracją prawdziwej gotowości do obrony granic można efektywnie powstrzymać agresywne zamiary Rosji.
O komentarz poprosiliśmy politologa i eksperta europejskiego Centrum analiz politycznych Konrada Rękasa.
— No, cóż, nie jest to nowa wypowiedź ministra Macierewicza, nie jest to jego nowy pogląd, — mówi Rękas. — Już od dłuższego czasu narracja ministra obrony narodowej, po pierwsze, ma stworzyć zasadniczą różnicę między polityką gabinetu, którego jest członkiem, a poprzednimi rządami polskimi. Po drugie, uwypuklać rzekomo wiodącą rolę obecnej Polski w globalnej zmianie polityki wobec Rosji.
— Jeśli się wsłuchać w ostatnie wypowiedzi ministra Macierewicza poza tą cytowaną, to przekształcając to w groteskę, już parę razy mówił o tym, jak bezwzględnie istotne jest odstraszanie, które on wiąże z obecnością łącznie dwóch batalionów natowskich, które mają się w Polsce znaleźć. A także z samym szczytem NATO, albo z, powiedziałbym, kabaretowym rajdem pojedynczych grupek żołnierzy amerykańskich po Polsce.
— Minister Macierewicz znany jest z tego, że widziałby przyszłość i swoją i niestety przy okazji nas wszystkich Polaków, jako tych, którzy zginą jak dawni bojownicy i powstańcy, najlepiej w pierwszym szeregu. We wspomnianym przeze mnie wywiadzie mówił na przykład, że doprowadzi armię polską do takiego stanu, że będzie ona stawiała godny, podkreślam, godny odpór atakującej armii rosyjskiej aż do czasu, kiedy przybędzie odsiecz amerykańska.
— Gdyby to mówił człowiek odziany wyłącznie w worek z koziej skóry stojący na rogu i wołający, że idzie Antychryst, to można byłoby nawet rzucić monetę. Ale to mówi minister obrony narodowej, który wprawdzie nie ma kodu do rakiet, bo Amerykanie Polakom ich nie dali, nie ma też kodu do F-16, no, ale w pewnym momencie weźmie karabin i rzuci się w stronę przejścia granicznego wiodącego do Królewca, bo nie będzie mógł wytrzymać.
— A konsekwencje polityczne, ekonomiczne tak, jak do tej pory związane z udziałem Polski w wojnie ekonomicznej z Rosją, za wszystko to będą nieść ciężar kolejne pokolenia Polaków. I to tylko dlatego, że człowiek, którego najbliżsi przyjaciele nie wiedzą czy to wariat, prowokator czy niebezpieczny szaleniec. A może cynik, który został dopuszczony do czegoś więcej niż walizeczka z ołowianymi żołnierzykami. Nad tym trzeba ubolewać.
— Polska już drugim krajem obok Litwy, który wyczynia takie rzeczy jednocześnie. To znaczy, zachowuje się maksymalnie prowokacyjnie wewnątrz i na zewnątrz, budując psychozę permanentnego rosyjskiego zagrożenia i mówi o nim wprost, otwartym tekstem, że rosyjska armia już grzeje silniki. A z drugiej strony mówi się, że to nie jest drażnienie. To trochę przypomina ostatnią dekadę czy półtora dekady stosunków polsko-białoruskich, kiedy jawnie kolejne polskie rządy dokonywały działań mających na celu, jeśli nie obalić, to przynajmniej osłabić władze Białorusi. A potem się strasznie obrażały, że wtedy Łukaszenko mówił o antybiałoruskich działaniach Warszawy.
— Podobnie tutaj. Rosji nie trzeba odstraszać, ponieważ Rosja Polsce nie zagraża, nie ma z Polską sprzecznych interesów. Ani się nie przestraszy, ani nie odstraszy, bo nie zwraca na nas specjalnie uwagi. No i chwała Bogu!
__