— Panie redaktorze, zakończył się szczyt NATO. Nie brakuje ocen i różnych wypowiedzi. Między innymi minister Macierewicz stwierdził, że „Polska wychodzi ze szczytu wzmocniona", a prezydent Andrzej Duda oświadcza: "Polska odniosła sukces". Co zatem osiągnęła Polska?
Na pewno przyniósł on jedną rzecz. Otóż, Stany Zjednoczone mają teraz bardzo duże problemy. Problemy ze swoją siłą, lokalizowaniem swojej misji, z ulokowaniem siebie jako gracza międzynarodowego i jako imperium światowe. Nie wszystko to, co Biały Dom zaplanował w ostatnich latach, jest realizowane. Konflikty i problemy, które występują na Pacyfiku, które pojawiły się w Europie, wszystko to świadczy o tym, że USA muszą jeździć i uspokajać swoich partnerów.
To, że cztery rotacyjne bataliony pojawią się w czterech państwach tzw. flanki wschodniej, to nie jest sukces. To jest tylko i wyłącznie przekonywanie medialne w duchu: „spokojnie, jesteśmy nadal silni, będziemy Was bronić". Sytuacja na świecie na tyle się zmienia, że Stany Zjednoczone z obecnym potencjałem nie mają gotowej recepty na to, co będzie za kilka, kilkadziesiąt lat. Stąd i wizyty Baracka Obamy jako takiego strażaka światowego, który uspokaja. To jest psychologicznie bardzo ważne, ale nie zmienia realnej sytuacji. Polska nie jest ani mniej, ani bardziej bezpieczna po tym szczycie. Zresztą to było widać, że ten szczyt był chyba ostatnim w tym kształcie Sojuszu Północnoatlantyckiego, jaki mieliśmy przez ostatnie kilkadziesiąt lat.
W tej chwili zaniepokojenie partnerów USA zostało poniekąd na okres najbliższych kilku miesięcy uspokojone, ale to będzie tylko kilka miesięcy. Na wyzwania, które stoją przed Europą, przed światem, sojusz, niestety, nie ma gotowych odpowiedzi, nie ma koncepcji działania.
— Jednym z tematów dyskusji w czasie szczytu była Ukraina i Gruzja. W kwestii Ukrainy NATO potwierdziło swoje wsparcie, o Gruzji wyrażono się, że „uczyniła wielki postęp na drodze ku członkostwu w NATO". Czyżby tak blisko było do wstąpienia tych krajów do NATO?
— To jest kolejny aspekt uspokajania psychologicznego partnera. Kilka lat temu, kiedy jeszcze prezydentem na Ukrainie był pan Janukowycz, obiecywano Ukrainie wstąpienie do Unii Europejskiej i NATO. Rozumiem, że NATO to bardzo delikatna sprawa, i nie tak szybko można zrealizować obietnice, bo to sojusz militarny, bo bliskość Rosji, interesy, zobowiązania, porozumienia, które dotychczas obowiązują.
— W komentarzach po szczycie wielu polityków mówiło o jedności i spójności postaw sojuszników. Ale wydaje mi się, że jednak stosunek do Rosji dzieli ich, bo są zwolennicy odstraszania i zwolennicy dialogu. Czego, Pana zdaniem, było więcej na szczycie — odstraszania czy chęci dialogu?
— Myślę, że to zależy, których konferencji słuchaliśmy, i od tego, jak daleko od Rosji jest usytuowany dany partner. Oczywiście Rosja ze względu na to, że szczyt odbywał się w Warszawie, miała szczególne miejsce, ale równie ważne były sprawy dotyczące Morza Śródziemnego czy walki z tzw. Państwem Islamskim. Ja nie powiedziałbym, że Rosja wychodziła na pierwszy plan. Oczywiście ze względu na Warszawę, ze względu na flankę wschodnią, kraje Europy Środkowowschodniej i bałtyckie Rosja musiała istnieć jako temat.
— Jaka jest przyszłość relacji NATO-Rosja? Mam na myśli Radę Rosja-NATO. Minister Steinmeier powiedział, że liczy na długi i konstruktywny dialog, ale czy jest on możliwy w kontekście wyników szczytu sojuszu?
— NATO nie ma innego wyjścia jak tylko podjąć dialog z Rosją i zostanie on, wcześniej czy później, podjęty. Ja martwię się tym, że Polska będzie tylko i wyłącznie obserwatorem tego dialogu, a nie tak, jak bym sobie to wyobrażał, czyli kuratorem tego dialogu ze względu na położenie geograficzne i doświadczenia historyczne. Rosja jest bardzo ważnym partnerem w tym, co będzie się działo w najbliższych kilku-kilkunastu latach w skali świata.