O tym w artykule dla The Washington Times pisze były admirał Marynarki Wojennej James Lyons.
Powołuje się on na wielu innych analityków, którzy piszą na temat ukraińskiego kryzysu — w szczególności na publicystę Reuters Josha Cohena, który uważa, że z korupcją na Ukrainie jest tak źle, że nawet nigeryjskiemu księciu byłoby niezręcznie.
Lyons zwrócił uwagę na paradoksalną jego zdaniem sytuację: najwięcej możliwości korupcji ukraińskiemu rządowi dała sama walka z nią. W tej walce ukraiński rząd wybiórczo wykorzystuje władzę do tego, aby promować faworytów i karać oponentów. Autor przytacza konkretny przykład, o którym pisał amerykański politolog — ekspert ds. Ukrainy Taras Kuzio: trzech ukraińskich prozachodnich polityków rzekomo zostało aresztowanych za to, że popadli w niełaskę Poroszenki.
Lyons wyjaśnia, dlaczego Zachód za każdym razem daje ukraińskiemu prezydentowi kolejną szansę. Odnosi się on do słów Lwa Golinkina, który w swoim artykule dla Foreign Policy napisał: "Wydaje się, że powodem nieskończonej cierpliwości Zachodu w stosunku do Poroszenki jest to, że Kijów sprzeciwia się właśnie Moskwie".
Trudno sobie wyobrazić, że Zachód tolerowałby tę „bezwstydną kleptokrację”, gdyby Ukraina nie była w konflikcie z krajem, który NATO pozycjonuje jako główne zagrożenie. Jak już zauważył autor Foreign Policy, na skutek niekontrolowanej korupcji Ukraina przypomina „szybkowar wielkości Teksasu”, z tym że w centrum Europy, przypomina Lyons.