O 7 rano tym samym busem udałem się w drogę powrotną do Machaczkały. Pogoda była wyśmienita, dlatego od razu udałem się do Kaspijska. Jednak, kiedy dotarłem do wybrzeża zrozumiałem, że przy tak silnych falach nie uda się wypłynąć na otwarte morze. Postanowiłem zawrócić na dworzec do Machaczkały i pojechać do wioski Gunib.


Dojechawszy do celu, rozpocząłem wspinaczkę po Płaskowyżu Gunibskim. Chciałem dotrzeć do ogrodu botanicznego Rosyjskiej Akademii Nauk, porobić zdjęcia o zachodzie słońca i potem jeszcze, w drodze powrotnej, nocą i o świcie. Ale wtem (i dla Guniba to już tradycja), zatrzymują się dwa samochody, proponując mi podwózkę. Okazało się, że do Guniba jechał wraz z żoną profesor Wołgogradzkiego Uniwersytetu Technicznego, by odwiedzić swoich krewnych i w ich towarzystwie świętować urodziny. Takim to sposobem znalazłem się w domu wspaniałych, serdecznych Dagestańczyków. Mało tego, trafiłem na kaukaską biesiadę z szaszłykami, szurpą, grami na bajanie i pieśniami. Nie mogłem oprzeć się pokusie utrwalenia tego na aparacie.

Kiedy wszyscy rozjechali się do swoich domów, ja wspiąłem się na sam szczyt, do krawędzi Płaskowyżu Gunibskiego. Idąc po niej dotarłem do twierdzy Szamila. Tym razem było ciepło i bezwietrznie. Mogłem więc spokojnie łazić i cieszyć się otaczającym mnie pięknem. O w pół do szóstej wróciłem i runąłem do łóżka.


