Niezawoalowana satysfakcja, którą wykazuje polska narodowa prawica wobec ataków w Niemczech i we Francji musi budzić zażenowanie.
Stwierdzenie min. Waszczykowskiego jest ponadto ordynarnym kłamstwem — ani on, ani nasz kraj, który tak szczególnie reprezentuje, nie jest zainteresowany żadnymi „wyjaśnieniami", bo my oczywiście wiemy lepiej: wszystko przez „multikulti" i wpuszczanie do kraju kogo popadnie, nawet jak nie jest chrześcijaninem. Uchodźcom trzeba pomagać „w ich naturalnym środowisku" — mówiła w TVN24 minister Kempa, jakby chodziło o zagrożony gatunek gryzoni, dodając, iż w tym właśnie celu minister Waszczykowski poleciał z darami do Jordanii. Tak gwoli ścisłości — straszliwie przeludnione, pozbawione wody pitnej i żywności obozy dla uchodźców w Jordanii bynajmniej nie są „naturalnym środowiskiem" półtora miliona Syryjczyków, którzy schronili się tam, uciekając ze swoich domów przed Państwem Islamskim i wojną domową; ale to, co minister Kempa (i całym ten rząd) w istocie mówi, to to, że miejsce ciapatych jest między ciapatymi a nie w chrześcijańskiej Europie.
* * * * * * *
14 lipca na promenadzie w Nicei Tunezyjczyk Mohamed Lahouaiej-Bouhlel wjechał 19-tonowym tirem w tłum świętujący rocznicę zdobycia Bastylii, zabijając 84 osoby i raniąc 308, zanim został zastrzelony przez policję. Lahouaiej-Bouhlel był w trakcie rozwodu, w styczniu został wylany z pracy, miał problemy z alkoholem i narkotykami, trenował sztuki walki i wspomagał trening sterydami, chadzał na lekcje salsy, żeby podrywać laski, ale sypiał ponoć także z facetami, przeszedł załamanie nerwowe. Religijność zaczął przejawiać na dwa tygodnie przed atakiem, wtedy też zapuścił brodę. Państwo Islamskie ogłosiło Lahouaiej-Bouhlela swoim bojownikiem, ale francuskie służby nie są w stanie wykryć żadnych śladów jego powiązań z żadną organizacją ekstremistyczną. Francuski premier Manuel Valls stwierdził, że zamachowiec musiał był powiązany z radykalnymi islamistami „w taki czyn inny sposób".
19 lipca Francuz marokańskiego pochodzenia, będąc z dziećmi i ciężarna żoną na urlopie w Laragne-Monteglin w Wysokich Alpach, rzucił się z nożem na cztery turystki z sąsiedniego domku — matkę i trzy córki w wieku 14, 12 i 8 lat. Nikt nie zginął, najpoważniejsze rany odniosła ośmiolatka. Początkowo media podawały, że napastnik tłumaczył swoje zachowane wzburzeniem z powodu bardzo krótkich szortów jego ofiar, ale policja zdementowała te doniesienia.
23 lipca w Monachium osiemnastoletni Niemiec pochodzenia irańskiego, David Sonboly, prześladowany w szkole przez rówieśników do tego stopnia, że potrzebował leczenia psychiatrycznego, zafascynowały neonazistowskim zabójcą Andersem Breivikiem i krwawymi grami komputerowymi, wyskoczył z kibla w McDonaldzie i zastrzelił dziewięć osób — niemal wyłącznie imigrantów — po czym popełnił samobójstwo. Uprzednio wdał się w pyskówkę z jednym z gapiów, który nazwał go „pierdolonym imigrantem", na co Sonboly odpowiedział gniewnie, że „jest Niemcem".
24 lipca po południu w Reutlingen, 21-letni uchodźca z Syrii po głośnej kłótni zarąbał tasakiem 45-letnią Polkę, która pracowała w kebab-barze należącym do jego ojca. Wedle informacji prasowych, Polka była związana ze swoim ćwierć wieku młodszym zabójcą i była z nim w ciąży. Poza zabiciu kobiety młody człowiek wybiegł na ulicę i atakował przypadkowych przechodniów, raniąc jeszcze dwie osoby, usiłował też rzucić się z tasakiem na radiowóz. Obezwładnił go — poprzez potrącenie — kierowca przejeżdżającego ulicą BMW.
24 lipca wieczorem syryjski uchodźca Mohammad Daleel — mający na swoim koncie dwie próby samobójcze, leczenie psychiatryczne, aresztowanie za narkotyki i odrzucone przez władze Bawarii podanie o azyl — usiłował wnieść skonstruowaną przez siebie bombę na festiwal Ansbach Open, ale nie został wpuszczony, bo nie miał wejściówki. Wobec czego usiadł na ziemi pod wejściem do winebaru i zdetonował bombę — niewykluczone, że niechcący. Był jedyną śmiertelną ofiarą, kilkanaście osób zostało rannych. Na komórce zabitego policja znalazła nagranie, w którym ślubuje on wierność Państwo Islamskiemu.
26 lipca wczesnym popołudniem 72-letni pacjent oddziału chirurgii twarzy i czaszki szpitala uniwersyteckiego Charité w Berlinie, podczas konsultacji medycznej wyciągnął pistolet i zastrzelił swego 55-letniego lekarza, po czym popełnił samobójstwo. Póki co, nikt nie wie, dlaczego.
* * * * * * *
Jasne jest, że mamy do czynienia z ciągiem niezwykłych i makabrycznych zdarzeń, które dotykają dwa kraje europejskie z największymi społecznościami muzułmańskimi.
Poczucie krzywdy, niesprawiedliwości, dyskryminacji w wielu ludziach — zwłaszcza, gdy są młodymi mężczyznami — wywołuje gniew i pragnienie zemsty. Medialna histeria wokół tego typu wydarzeń i lęk, który media inspirują — to znakomita reklama tego akurat sposobu pożegnania się z życiem.
Zrezygnować z pierwszych stron gazet i „serwisów specjalnych", poświęconych poszczególnym atakom, często kompletnie nieudanym — zrezygnować z całej tej sensacyjnej oprawy, która jest znakomitą pożywką dla kolejnych osób inspirujących do statusu bojowników dżihadu?
Być może najwyższa pora powiedzieć sobie, iż — nie bez naszej winy — żyjemy w czasach, w których islamski ekstremizm stał się elementem codzienności, a śmierć w ataku terrorystycznym jest czymś, z czym każdy się musi liczyć; jak w wypadku samochodowym lub w wyniku chorób cywilizacyjnych (choć oczywiście w znacznie mniejszym stopniu).
O ile od służb specjalnych można żądać skuteczności w udaremnianiu spisków międzynarodowych organizacji terrorystycznych — to oczekiwanie, aby były w stanie zapobiec każdemu atakowi samotnego szaleńca, który w zaciszu domowym maluje sobie ręcznie flagę Daisz, jest tyleż absurdalne co niebezpieczne; oznacza bowiem rezygnację z jakiegokolwiek prawa do prywatności i przyzwolenie na budowę państwa totalnie policyjnego. Całkiem surrealistyczne skutki tego typu myślenia ujawniają amerykańskie statystyki, z których wynika, że obywatel USA ma 58 razy większe szanse zginąć z rąk amerykańskiego policjanta, niż z rąk islamskiego terrorysty.
Zjednoczona Europa, póki co, nie zapadła jeszcze na tę chorobę — ale wyraźnie zmierza w tę stronę. Dobrze byłoby zdać sobie z tego sprawę, zanim będzie za późno.
Agnieszka Wołk-Łaniewska, publicystka polska, Warszawa
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.