Oczywiście, ekipa Jarosława Kaczyńskiego wykazuje się w tym zakresie o wiele większą zaciętością niż poprzednicy, ale sam trend karania funkcjonariuszy służb za to, że byli funkcjonariuszami służb, sięga jeszcze czasów rządu Donalda Tuska.
Według danych z Zakładu Emerytalno-Rentowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w 2009 roku Tusk i spółka obniżyli wysokość esbeckich emerytur z nieco powyżej 3 tys. zł brutto do 2,6 tys. brutto, czyli o niecałe 500 zł. Na dzień dzisiejszy znów podskoczyły one do 3 tys. z uwagi na waloryzacje przeprowadzane każdego roku. Tyle wynosi średnia emerytura byłego funkcjonariusza SB. Mimo to od mniej więcej dwóch miesięcy słyszymy we wszystkich stacjach informacyjnych wiceministra spraw wewnętrznych Jarosława Zielińskiego, który przekonuje wszem wobec, że zbrodnicze sługusy komuny pasą się z naszych podatków za dwa-trzy razy więcej, podczas gdy większość Polaków takiej kasy na oczy nie widziała.
— Przeciętne świadczenie emerytalne to 4-6 tys. zł miesięcznie, generałowie dostają zaś 8,5 tys. zł., najwyższe emerytury sięgają nawet 22 tys. zł. — grzmiał jeszcze w czerwcu wiceminister. — To nie jest decyzja represyjna wobec byłych esbeków… dotyczy około 20 tysięcy funkcjonariuszy, ma to też wymiar symboliczny, bo jest symbolem właśnie tych dziwacznych przemian w ostatnim ćwierćwieczu Polski suwerennej, która pozwoliła zachować tak duże przywileje tym, którzy walczyli z dążeniami do niepodległości. Mam nadzieję, że to spowoduje utrzymanie się wzrostu poparcia dla PiS, bo w ciągu jednej kadencji nie da się naprawić tego co popsuto w ciągu ostatnich 25 lat, a szczególnie w ciągu ostatnich 8 lat.
Dane rozpowszechniane przez obu panów szybko zweryfikowały media. Okazało się, że mityczne 22 tysiące to nie emerytura „za bycie funkcjonariuszem", ale np. za pełnienie ważnej funkcji publicznej w poprzednim systemie. Panowie ministrowie najzwyczajniej w świecie manipulowali opinią publiczną. Okazało się, że przelicznik esbeckich emerytur jest mniejszy niż zwykły (0,7 proc. podstawy za każdy rok służby. Według polityków PiS funkcjonariusze z lat 1944-90 dostawali 2,6 proc., podczas gdy podstawa przeciętnej emerytury zwykłego zjadacza chleba wynosi 1,3 proc.). A że nadal ich emerytury są — faktycznie — wyższe niż przeciętne (1,6 tys. zł na rękę) — cóż, świadczy to jedynie o nieudolności polskiego systemu ubezpieczeń społecznych. To nie funkcjonariusze bezpieki dostają kokosy, ale reszta Polaków przymiera głodem.
To nie koniec kłamstw: okazuje się, że wspomniane przez Zielińskiego świadczenia w wysokości 4-6 tys. dostali owszem, funkcjonariusze służb — ale tych z III RP: czyli ci, którzy odeszli na emerytury po 2013 roku. Natomiast średnie wynagrodzenie emerytowanego funkcjonariusza Policji po 2000 r. wynosi około 3,4 tys.
Nie wygląda jednak na to, aby komukolwiek miało być głupio z powodu rozpowszechniania bzdur.
Teraz już nie podają konkretów, operują natomiast ogólnikowymi frazesami, takimi jak „emerytura wyższa niż średnia ZUS", czy „nie może być tak, że niektórzy dostają ponad 20 tysięcy". Dalej upierają się, ze zdrajcom polski należy ciąć i to bez litości. Absurdalny wskaźnik wyliczenia podstawy 0,7 proc. ma spaść do jeszcze bardziej absurdalnego 0,5. Ale spokojnie, nawet wtedy będzie można ciąć dalej — na przykład do wysokości średniej (2130 zł brutto), bo takie pomysły również się pojawiały.
PiS nie odpuści swojej walki „symbolicznej". Wszyscy, którzy „nabyli prawo do świadczenia przed 1990 rokiem" stracą najwięcej — około 30 procent.
Dla nich nie jest to już wojna na poziomie symboli, ale realny dylemat, czy kupić chleb, zapłacić rachunki czy może kupić lekarstwa. Takie rozterki przeżywać muszą wyłącznie dlatego, że urodzili się nie w tych widełkach czasowych co trzeba, a jeżeli przy okazji szczerze wierzyli w socjalistyczne ideały, to tym gorzej dla nich.
Za „pierwszych" rządów PiS Trybunał Konstytucyjny (wówczas jeszcze władny cokolwiek w zapisach prawa zmienić) powstrzymał szalony pęd Zbigniewa Ziobry ku dekomunizacji. Teraz dekomunizacja nabrała konkretnego rozpędu.
PiS od początku zapowiadało, że weźmie się za niewygodne radzieckie pomniki, tablice oraz topografię miejską. W lutym zrobiono pierwszą przymiarkę do skoku na bezpieckie emerytury: wybrano dwa „najlepsze" pomysły, jak zgnoić byłą bezpiekę — właśnie obniżenie mnożnika, a potem wyrównanie od góry. Pierwszy etap właśnie zaczyna być wdrażany.
Tutaj nie dba się o pielęgnowanie lojalności obywateli wobec instytucji państwa.
Tutaj z każdą zmianą politycznych porządków coraz mocniej staramy się wytrzeć gumką okres PRL, a każdy kolejny rządzący z coraz większą siłą podkreśla swój programowy antykomunizm.
I co najsmutniejsze, nic nie zapowiada, aby jakakolwiek formacja o innym niż antykomunistyczny profilu polityki historycznej i wewnętrznej, mogła tu wybrać wybory.
Pola Powierza, polska publicystka, Warszawa
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.