Planetolodzy i astrobiolodzy już od kilku dziesięcioleci próbują znaleźć ślady życia w Układzie Słonecznym, na Marsie, Wenus i na satelitach Jowisza i Saturna. Główny niepokój związany z tym polega nie na tym, czy nie znajdziemy śladów życia na tych planetach, ale na tym, że możemy przypadkowo przenieść tam ziemskie mikroby, a tym samym „zanieczyścić” je i uczynić niemożliwym poszukiwanie prawdziwych obcych organizmów.
Gros proponuje zlikwidować to „tabu” i nie stosować go w misjach, które w przyszłości skierują się ku potencjalnie zamieszkałym planetom, takim jak na przykład Proksima Centaura b, najbliższa nam ziemiopodobna planeta. Co więcej, jego zdaniem, powinniśmy skierować do takich egzoplanet automatyczne sondy, które będą sprawdzać, czy jest na nich życie, oraz „obsiewać” je syntetycznymi mikrobami w razie jego braku.
Gros proponuje na początek „obsiewać” tylko te planety, gdzie życie nie może powstać samodzielnie z powodu niestabilności orbity, braku ruchu płyt, co w ostateczności zmienia analog Ziemi w coś podobnego do Wenus, a także światy, gdzie życie może być niszczone przez wybuchy na ich gwiazdach i wybuchy bliskich supernowych.
Takie podejście, zdaniem badacza, zabezpieczy ludzkość przed ewentualnością, że przygotowane przez nich mikroby zniszczą rodzące się życie i tym samym wywołają życiobójstwo w skali planetarnej. Ponadto, stworzenie nowego życia i jego rozprzestrzenienie jak uważa Niemiec, posłuży za swego rodzaju „odszkodowanie” ludzkości za te gatunki zwierząt i roślin, które już zdążyliśmy zniszczyć.