Do tradycyjnych juz oskarżeń Rosji o rzekomą „agresję" dołaczyło jeszcze jedno. Petro Poroszenko jest przekonany, że rosnące wpływy eurosceptyków w krajach unijnych a także niedawny Brexit, to „dzieło" kremlowskich strategów. I w zasadzie wszelkie spory w Europie są winą Moskwy.
Ukraiński prezydent żongluje pomysłami na to, jak można „ukarać Rosję", aby zrzucić z siebie odpowiedzialność za wypełnianie (a dokładnie — niewypełnianie) przez Kijów postanowień z Mińska. Według niego, winny jest ktokolwiek, poza nim samym i obecną ukraińską „elitą".
Trzeba więc atakować słownie. Chociaż, jeśli Petro Aleksiejewicz uważa, że to Rosja wpływa na bum „exitów" w Europie, a być może i na przebieg wyborów w USA, i w ogóle prowokuje rozłam na Zachodzie — to już sam fakt jest znamienny. To oznacza, że w Kijowie uważa się Rosję nie tylko za wpływowe ale wręcz za wszechmogące państwo, taka miłość przez zaprzeczenie. Co prawda, psychologowie zazwyczaj widzą w tym związek z dziecięcym egocentryzmem. To jednak zupełnie inna historia.