Kolejny raz Polska przestawi zegarki w niedzielę 30 października, kiedy przejdziemy na zimowy czas środkowoeuropejski.
Wszyscy dowodzą, że nie ma już ku zmianie czasu ani przesłanek ekonomicznych, ani w przypadku Polski — klimatycznych.
Przypomnijmy — zmianę czasu wprowadzili na początku XX wieku Niemcy po I wojnie światowej, za nimi poszła większa część Europy. Niemcom udało się bowiem przekonać inne kraje, że cofając zegarki, „zyskujemy" w zimie godzinę światła dziennego w ciągu dnia — a to pozwoli na oszczędności na oświetleniu.
Dziś wygląda to zupełnie inaczej.
Oszczędność nie jest odczuwalna: w XXI-wiecznych domach większość pracujących sprzętów jest elektryczna. Tak naprawdę zmiana czasu w Polsce nie została zniesiona — jak udowadniają organizacje pozarządowe — z rozleniwienia urzędników.
Prezes stowarzyszenia „Wieczyste" Daniel Korona mówi, że zaprzestanie zmiany czasu wyszłoby Polakom na dobre, ponieważ „liczne badania wskazują na problemy zdrowotne: wzrost liczby udarów, zawałów serca, zaburzeń snu, depresji i wypadków drogowych", gdy nie działamy razem z naturalnym zegarem, ale sztucznie przesuwamy sobie pory aktywności. Do tego jak zwykle dochodzi chaos i bałagan w transporcie.
PiS jest jednak specjalistą od cofania w czasie, możemy się więc spodziewać, że nic się w tym zakresie nie zmieni.
Antonina Świst, publicystka polska, Warszawa
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.