Wczoraj przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker powiedział w wywiadzie dla telewizji Euronews, że nie da się w Europie zbudować bezpieczeństwa bez udziału Rosji. Jednocześnie Juncker „wsadził szpilkę" obecnemu prezydentowi USA, mówiąc, że ten mylił się, nazywając Rosję „regionalnym mocarstwem". Sam Juncker scharakteryzował Rosję jako „ogromny kraj z dumnym narodem".
W krajach Starego Świata nabierają także popularnośćci ruchy i osoby, które przyjęto określać jako „prorosyjskie", a które należałoby raczej określić jako „pronarodowe" stawiające na pierwszym miejscu interesy swoich krajów i nie zgadzające się z tym, by ktoś narzucał im swoją wolę. Jednocześnie kraje te rzeczywiście głoszą konieczność utrzymywania pragmatycznych, dobrych relacji z Rosją, bo przynosi to korzyść.
Dwa tygodnie temu takiego wyboru dokonały Bułgaria i Mołdawia.
4 grudnia odbędą się także powtórne wybory prezydenckie w Austrii. Faworytem w tych wyborach jest przedstawiciel prawicowej Wolnościowej Partii Austrii Norbert Hofer, który nie wykluczył przeprowadzenia w kraju referendum w sprawie wyjścia z UE i zapowiedział, że w przypadku zwycięstwa uda się z wizytą do Moskwy.
4 grudnia odbędzie się też we Włoszech referendum z inicjatywy rządu. Obserwatorzy sceptycznie jednak oceniają szansę powodzenia tego referendum. W danym przypadku we Włoszech doszłoby do przedterminowych wyborów parlamentarnych, w których dużą szansę na wygraną miałaby centroprawicowa „Liga Północy".
Dodajmy jeszcze, że powrót do Rosji poważnych zagranicznych przedsiębiorców, którzy inwestują w rosyjski rynak miliardy zostało już zauważone i opisane przez kluczowe media specjalizujące się w biznesie.
Koncentracja wszystkich tych wydarzeń świadczy o tym, że Europa przygotowuje się, a właściwie już dokonuje zwrotu w kierunku Rosji. Konflikt geopolitycznego ostatnich lat traci na ostrości i na pierwszy plan znów wysuwa się mocno zakorzeniony w ziemi pragmatyzm oparty na współpracy dla korzyści — kończy autor artykułu