Banki zarabiały na deweloperce po trzykroć. Dostawały od państwa jakieś promile ceny mieszkania zwane pomocą publiczną, wsparciem w spłacie odsetek, czy nawet ulgą mieszkaniową. Wbrew temu się co może wydawać, ten kapitał wędrował w znakomitej większości do banków, a nie do deweloperów. Dlatego, że firma budująca domy nie robi tego za forsę klienta, czy własną. Nie, ona zaciąga kredyt. Pożyczkę i odsetki spłaci klient przy wsparciu jakiejś „Rodziny na swoim", czy „Mieszkania dla młodych" z zaciągniętego przez siebie kredytu.
Zdawało się, że Szydło to zmieni. Ogłosiła program budowy tanich mieszkań na wynajem — Mieszkanie Plus.
Czynsze tych mieszkań miały być konkurencyjne, w przedziale 10-20 zł, za metr kwadratowy miesięcznie. To naprawdę dobry pomysł, powodujący, że jak kogoś stać na większe mieszkanie, bo jest zdrowy i ma pracę, to je ma. A jak mu się pogorszy, to wynajmuje coś o wiele tańszego. Wynajmowanie mieszkania dawałoby ludziom wolność podróżowania za pracą po kraju, pozwalało myśleć o przyszłości niezagrożonej widmem zajęcia mieszkania przez bank, gdy nie da się rady obsługiwać kredytu.
Tyle, że o państwowych mieszkaniach na wynajem zrobiło się cicho. Głośno zapowiedziano natomiast kolejne naganianie bankom chętnych na pożyczki hipoteczne.
Z zapowiedzi przedstawicieli ministerstwa budownictwa wynika, że może być to 5 proc. od kwoty oszczędności do maksymalnej wysokości 8 tys. zł rocznie. Oszczędzający musiałby odkładać przynajmniej przez 5 lat. Oznaczałoby to, że w sumie po 5 latach cała państwowa premia wyniosłaby maksymalnie do 2000 zł.
Bank zarobi na niskim oprocentowaniu takich kont, skasuje też w ramach spłaty premię, wydrze co swoje od kredytu dla dewelopera, i zedrze skórę z lokatora należącego do banku mieszkania.
Mateusz Morawiecki nie po to był wiele lat prezesem jednego z banków, by teraz dał tej branży po łapach.
A PiS — tak jak jego poprzednicy — sprawi, że państwo znów stanie się największym naganiaczem ofiar banksterstwa.
Tadeusz Jasiński, polski publicysta, Warszawa
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.