O stanie wojennym mówi się w Polsce cały czas, ale nie mówi się wcale. Jest z nim trochę tak, jak z powstaniem warszawskim a rebours. Prawica, bo głównie ona trzymała w Polsce stery przez ostatnie 27 lat, chciałaby stan wojenny widzieć jako zbrodnię, a Jaruzelskiego — jako kata narodu, dyktatora idącego pod rękę z Kaddafim, Pol Potem i Husajnem. Rozmaite biura przeżuwają i wypluwają wciąż nowe analizy na podstawie starych dokumentów. Nikt już nowych faktów nie pozna, bo nie ma tu już nic do odkrycia.
Na osi czasu prawicowej mitologii, tak jak w różańcu, znajdują się Tajemnica Chwalebna (to powstanie) i Tajemnica Bolesna (to stan wojenny). Na jedno i drugie trudno patrzeć przytomnie jako splot politycznych konieczności i decyzji podejmowanych przez ludzi pod presją innych ludzi. Powstańcom warszawskim dziś z definicji stawia się pomniki, komunistom z PZPR z definicji niszczy się nagrobki, depcze godność starszych ludzi, pluje na ówczesne symbole, które wielu przecież nosiło w klapie z dumą.
Dyskurs naukowy idzie swoim torem. Historycy spierają się w oderwaniu od zwykłych zjadaczy chleba. Czasem zniżą się do maluczkich, dając wykład w IPN czy w zamkniętej sali uniwersytetu. Odpowiedź na pytanie, czy stan wojenny był koniecznością i czy z perspektywy czasu należy oceniać go jako dobrodziejstwo i dowód rozwagi Wojciecha Jaruzelskiego, czy też jako gwałt — opinia publiczna kształtuje sobie na podstawie politycznych obrazków, sejmowych wieców, wspominków rodziców, dziadków i babć. Jaruzelski nie ma już prawa głosu. Jest postacią bardziej tragiczną od Antygony. Prawica ma do niego żal o rzekomo wasalny stosunek do Moskwy, lewica społeczna — o pacyfikację kopalni "Wujek". Dla nich to symbol wojny wydanej pracownikom, proletariatowi.
Znamienna jest historia pułkownika rezerwy Adama Mazguły, oficera z Iraku któremu odebrano odznaczenie i odsądzono od czci i wiary za szczere słowa o stanie wojennym: "Generalnie najczęściej jednak dochowano jakiejś kultury w tym wszystkim, w tym całym zdarzeniu. Ja przeżyłem już stan wojenny, byłem już dorosłym oficerem i nie pamiętam, żeby po ulicach działy się jakieś dziwne rzeczy, jakieś szczególne prześladowania. Pamiętam jednak, że zarówno generał Jaruzelski jak i cała jego ekipa w sposób dobrowolny (…) oddał władzę w sposób pokojowy. To jest dowód na to, że naród był wspólnie ze sobą, że byliśmy razem. Nie wolno teraz pokazywać, kto był większym albo mniejszym — jak to zostało określone?— oprawcą. Gdzie są ci oprawcy? Oprawcami są ci, którzy dzisiaj dalej dzielą Polaków". Tak mówić dziś nie wolno. Wolno tak myśleć prywatnie. Ale lepiej, by nikt nie słyszał.
Porusza niedawny wywiad Jerzego Urbana dla magazynu "Nowa Orgia Myśli". "Sprawa >>Wujka<< dotknęła mnie strasznie. Dotknęła też Jaruzelskiego. To był dramat. Założeniem był przewrót bezkrwawy". Na kolejne pytanie dziennikarza: "Mieliście jakieś hamulce moralne?", były rzecznik rządu odpowiada: "Trudno mi powiedzieć, co dominowało. Choć dominowała pewnie jak zawsze kalkulacja polityczna".
Urban może pozwolić sobie na powiedzenie tego publicznie. My, zwykli zjadacze chleba, jesteśmy pociągani do odpowiedzialności, kiedy nie potępiamy zbyt mocno.
Dziś przez Warszawę przejdą marsze Polaków niezadowolonych z obecnej władzy. To i tak nie zmieni jej przekonania, że jest lepsza niż byli "oni" — Jaruzelski i spółka.