— Niestety, był to rok dalszego regresu polskiej polityki w ogóle, polityki zagranicznej, a polityki wschodniej w szczególności, czy jedynie jej namiastki. Trzeba podkreślić, że rząd polski, dla którego ten rok był rokiem dziewiczym, z którym zwłaszcza poza granicami Polski wiązano pewne nadzieje na zmiany, na mocniejsze postawienie sprawy racji stanu i interesu narodowego Polski, w żaden sposób tych nadziei nie spełnił. Przed tym, zresztą, analitycy już rok temu przestrzegali. Rząd Beaty Szydło kierowany w istocie z drugiego siedzenia przez Jarosława Kaczyńskiego, z Witoldem Waszczykowskim na czele dyplomacji i Antonim Macierewiczem na czele polityki militarnej, niestety realizował niepolskie interesy, zwłaszcza na polu dyplomatycznym.
Wręcz przeciwnie, brnęła dalej w mnożenie wydatków i bezkrytyczne popieranie coraz bardziej podupadającej junty kijowskiej. W żaden sposób nie wykorzystała okazji do otwarcia w relacjach z Rosją, do czego Moskwa i osobiście Władimir Putin parokrotnie zachęcały Warszawę. Nieśmiałe gesty wobec Mińska to za mało, żeby mówić o jakiejś strategicznej zmianie nastawienia Polski wobec Białorusi. Całkowicie odpuszczono sprawy polskie na odcinku litewskim, pozostawiając mniejszość polską jak zwykle samą sobie. Tymczasem, jako fałszywą alternatywę, podstawiano ciągle uganianie się za mrzonką Międzymorza, nadmierne nadzieje z reaktywowaniem takich inicjatyw jak Grupa Wyszehradzka itp.
— Jak można traktować poważnie państwo, które w tej chwili żyje takim życiowo poważnym problemem, czy sławetna Nadia Sawczenko jest, czy nie jest rosyjską agentką? Takiego państwa nie można taktować poważnie. Ukraina to nie państwo, to serial satyryczno-farsowy. Nie miejmy złudzeń. Ukraina nigdy nie będzie członkiem Unii Europejskiej nawet w obecnym kształcie Unii. Nie będzie nawet członkiem NATO. Ukrainę nieuchronnie czekają bardzo poważne przeobrażenia. I w tej chwili istnieje pytanie: czy w wyniku, na przykład, kolejnego Majdanu, czy też umowy między głównymi mocarstwami Ukraina zacznie powoli się racjonalizować i powróci na drogę bardziej zrównoważonej polityki wewnętrznej i międzynarodowej?
Ukraina pozostaje nie tyle punktem istotnym dla polityki europejskiej, ile wielkim europejskim nieporozumieniem, wielką europejską zagadką. Ja, jako historyczny przyjaciel narodu ukraińskiego i sympatyzujący ze wszystkimi tendencjami do uzdrowienia tamtejszej sytuacji, z dużym niepokojem i zmartwieniem patrzę na wydarzenia za Bugiem. Uważam, że Ukraina jest w stanie znaleźć w sobie siłę do wewnętrznej poprawy. Ale niestety jeszcze przez ten rok, być może, Ukraińcy będą musieli mocno dostać w kość, żeby w końcu zrozumieć, w jak głębokie bagno zostali wepchnięci.
— Ja, przede wszystkim, zawsze staram się chłodzić, studzić nadmierne nadzieje związane ze zmianą na stanowisku prezydenta USA. Przypomnę, że już od kilku dekad sytuacja polityczna w USA przypomina trochę schyłek rządów Leonida Breżniewa w ZSRR. To nie jest przywództwo jednoosobowe, jeśliby to nawet tak wyglądało. To są złożone grupy interesów i gry sił, które frontman, prezydent, reprezentuje, natomiast z pewnością nie kieruje tym wszystkim jednoosobowo.
Prezydentura Trumpa to zwiększenie wpływów tego ośrodka polityczno-gospodarczego w USA, który stawia na odbudowę rynku wewnętrznego, zwiększenie rywalizacji ekonomicznej z Chinami. Nie jest to z pewnością wyraźny odwrót od myślenia imperialistycznego w Stanach Zjednoczonych. To jest inne rozłożenie akcentów. O tym powinny pamiętać wszystkie te państwa, te narody, które są zainteresowane dekompozycją hegemonii światowej USA, budową świata wielobiegunowego.
W końcu zainteresowanie Ukrainą może spaść, a to, z jednej strony, może oznaczać odprężenie i mniejszy nacisk na eskalację wojenną na Ukrainie, a z drugiej strony, zapomniana przez swoich hegemonów Ukraina może tym bardziej pogrążyć się w wojnę.
— Takim elementem nadziei, bo przy okazji Świąt i końca roku wypada mówić o nadziei, jest wciąż wyciągnięta w stronę Polski ręka rosyjska. To deklaracje prezydenta Putina i innych polityków rosyjskich mówiące o tym, że normalizacja stosunków z Polską jest możliwa i jest wręcz konieczna, bo gorzej już być nie może. Patrząc na polityków warszawskich, polityków III Rzeczypospolitej, o ten optymizm jest bardzo, bardzo trudno. Niezależnie od zmian, które zachodzą w Waszyngtonie, powolność myślenia zarządców sił polskich jest tak duża, że reaguje z dużym poślizgiem czasowym, nie chcąc zauważać, że świat zmienia się, że nie skupia się na tym, co uroiło się w głowie ministra Macierewicza czy Waszczykowskiego, a raczej pomija te dziwne wykwity.