Przed wyborami, kiedy to PiS oraz Solidarna Polska Ziobry i Polska Razem Gowina, postanowiły wystartować jako koalicja Zjednoczona Prawica — Jarosław Kaczyński zrobił sprytny zapis w umowie o współpracy, który zapewnił jego partii przejęcie wszystkich pieniędzy.
W ten sposób Kaczyński może być spokojny o to, że z prawej strony nie wyrośnie mu konkurencja — obie partie ledwo dychają, podczas gdy PiS zgarnie prawie 80 milionów złotych subwencji. Tymczasem partie lewicowe, które nie dostały się do Sejmu z list Zjednoczonej Lewicy, lecz zdobyły wynik duży na tyle, by dostać finansowanie z budżetu, w umowie sprawiedliwie podzieliły się wpływami. Trzeba było wziąć przykład z Prezesa!
Antonina Świst, publicystka polska, Warszawa
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.