Stefan Beck i Michel Spekkers spędzili w Donbasie osiem dni. W rejonie katastrofy samolotu, jak twierdzą, udało im się odnaleźć szczątki boeinga, które nie zostały dotąd zebrane przez śledczych prokuratury Holandii.
„Wszystkie przedmioty, które ja i Michel Spekkers zebraliśmy na miejscu katastrofy MН17 w Donbasie, jak i nasze materiały, w tym wywiady z mieszkańcami, skonfiskowała policja po naszym powrocie do Holandii. Były to między innymi fotografie i nagrania wideo osób, które prosiły zachować anonimowość" — napisał Beck na swoim Facebooku.
Dziennikarze krytykują również pracę organów śledczych, które wykluczają wyjazd na miejsce tragedii, ponieważ według nich jest tam niebezpiecznie.
W wywiadzie dla kanału RT Stefan Beck opowiedział, że razem ze Spekkersem pojechał do Donbasu, aby przeprowadzić serię wywiadów z miejscowymi. Dziennikarzy zszokowało to, że wiele fragmentów samolotu w dalszym ciągu znajduje się na miejscu katastrofy.
Tam w dalszym ciągu jest wiele materiałów i można je zebrać. Tam nie jest tak niebezpiecznie, jak opowiadają przedstawiciele holenderskiej prokuratury. Najwidoczniej mamy do czynienia z poważnym zaniedbaniem — powiedział dziennikarz.
Pomimo tego, że Beck i Spekkers zawiadomili MSZ Holandii o swoim wyjeździe, po powrocie do ojczyzny zostali zatrzymani przez policję bezpośrednio na lotnisku Amsterdam-Schiphol.
Korespondent obawia się, że nagrania wywiadów z mieszkańcami Donbasu, którzy chcieli zachować anonimowość, władze Holandii przekażą pracownikom SBU, którzy mogą wszcząć dochodzenie przeciwko osobom, które zgodziły się na rozmowę z dziennikarzami.
Komentarz prokuratury Holandii głosi, że przedstawiciele organów ścigania „odnieśli wrażenie, że nie wszystkie obiekty, które mają związek ze śledztwem, zostaną przekazane przez dziennikarzy władzom dobrowolnie. Dlatego bagaż obydwu dziennikarzy został zatrzymany i skontrolowany na lotnisku".
„(Michel Spekkers — red.) stanął przed wyborem: zostawić ten fragment w szopie, gdzie oddziaływałoby na niego otaczające środowisko i ulegałby niszczeniu, albo przywieźć go do Holandii dla przeprowadzenia identyfikacji" — powiedział dziennikarz.
Według Becka on sam nie poparł tego czynu. Oprócz tego poinformował on, że przeszukano ich jeszcze przed przejściem kontroli celnej, dlatego zaprzeczył oświadczeniu prokuratury, że mogli oni spróbować ukryć przywiezione materiały.
Przypomnijmy, że wcześniej ambasador Holandii w Moskwie został wezwany do MSZ Rosji w związku z sytuacją wokół śledztwa ws. katastrofy malezyjskiego boeinga na Ukrainie. Moskwa oświadczyła wówczas, że Amsterdam ignoruje dostarczone przez stronę rosyjską ważne obiektywne informacje.
Tymczasem koncern PWO Ałmaz-Antej, który przeprowadził własne śledztwo ws. katastrofy malezyjskiego boeinga, przekazał Holandii nowe informacje, rzucające światło na okoliczności tragedii. Większość tych materiałów została jednak zignorowana.
W zeszłym roku korespondenci RT również zebrali w Donbasie wiele fragmentów samolotu na terytorium o powierzchni zaledwie kilku metrów kwadratowych. Natomiast holenderskich ekspertów nie widziano tam od września 2015 roku.