— Różnica jest zasadnicza i ja chcę jasno powiedzieć, że na szczęście nie widzę takiej możliwości, żeby Polska wyszła z Unii z wielu przyczyn. Po pierwsze, nie ma na razie żadnej oficjalnej siły politycznej, która by się za tym opowiadała. W Wielkiej Brytanii był premier David Cameron, który przejdzie do historii jako osoba, która wskutek egoizmu i krótkowzrocznego interesu partii konserwatywnej Torysów zdecydowała o zorganizowaniu takiego referendum. Dzisiaj widać, że to referendum i wyprowadzenie za dwa lata Albionu z Unii doprowadzi do bardzo negatywnych skutków dla samego Londynu, dla giełdy angielskiej.
Z kolei, w Polsce niezależnie od tego, że eurosceptycyzm rzeczywiście w pewnym sensie postępuje — dotyczy on według badań zwłaszcza młodego pokolenia — to nawet rządząca partia, czyli Prawo i Sprawiedliwość zaprzecza oficjalnie, że chciałaby doprowadzić do wyprowadzenia Polski z UE.
— Obecny rząd, prezes PiS-u Jarosław Kaczyński, który jest najważniejszą figurą na scenie politycznej Polski, bardzo się srodze zawiedli, próbując nie dopuścić do wyboru Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Głosowanie w sprawie wyboru przewodniczącego Rady odbyło się 9 marca — dokładnie 365 lat po tym, kiedy poseł dzisiejszej Litwy, ale ówczesnej Polski od rejonu trockiego, Sieciński zastosował po raz pierwszy liberum veto, czyli taką osobliwość systemu polskiego, że jeden szlachcic mógł zablokować wszystko. Otóż spotkanie w Wersalu przywódców Francji, Niemiec, Włoch i Hiszpanii i to, co nastąpiło potem pokazuje, że żaden pojedynczy kraj, w tym Polska, nie może zablokować innych państw w dążeniu do nowego ładu europejskiego. Unia potrzebuje bardziej się integrować.
Jeżeli Polska nie będzie chciała się bardziej integrować, to okaże się w ostatnim wagonie UE. Będzie krytykować Unię, że ona staje się coraz bardziej proniemiecka, ale nic z tego nie będzie wynikało. Może wyniknąć tylko to, że my będziemy dostawali w przyszłości mniej środków unijnych, że nie będziemy chcieli uczestniczyć w niektórych projektach.
Unia po wrześniu, czyli za pół roku, po tym, gdy pan Wilders nie wygra w Holandii, Le Pen przegra we Francji i zostanie podtrzymany kurs liberalnej demokracji w Niemczech, niezależnie od tego, kto wygra, czy chadecy, czy socjaldemokraci, to UE będzie się umacniała. Ona nie będzie się rozszerzać, ale pozostanie jednak najlepszym projektem dla kontynentu.
— W moim przekonaniu nie będą. Oficjalnie PiS zaprzecza, że chce doprowadzić do wyjścia Polski. Oczywiście, co będzie za kilka lat, nie wiadomo. Ale prawnie na użytek wewnętrzny jest to niemożliwe. Mogą być różne spory interpretacyjne. Oczywiście jest artykuł 50, który mówi, że można wystąpić z UE. Będzie on uruchomiony przez Wielką Brytanię. Wcześniej tylko Grenlandia wystąpiła z Unii jako część Danii. Ale w warunkach Polski, powtarzam, trzeba byłoby zorganizować referendum ogólnokrajowe. Mieć ponad 50-cio procentową frekwencję, co jest, moim zdaniem, nierealne, a później przy tej frekwencji mieć połowę osób, które by chciały wyjść z Unii. To jest nierealne. Ja na razie jestem bardzo spokojny. To, co się stało w sensie wejścia Polski do UE, było być może najważniejszym wydarzeniem w okresie transformacji, która zaczęła się w Polsce w 1989-90 roku.
Niezależnie od tego, co PiS będzie robił, a wie, że oficjalnie może krytykować poszczególne działania, mechanizm podejmowania decyzji, może żądać nowego traktatu, ale żeby oficjalnie rzucić hasło wyjścia Polski z Unii Europejskiej, to byłoby samobójstwo dla Prawa i Sprawiedliwości.