11 kwietnia sekretarz obrony James Mattis oznajmił dziennikarzom, że „płynie tam" lotniskowiec Carl Vinson.
12 kwietnia prezydent Trump w wywiadzie dla telewizji Fox Business Network na pytanie o przerzucenie okrętów potwierdził tę informację: „Wysyłamy tam armadę, bardzo potężną".
Amerykańskie media zaktywizowały się i 14 kwietnia Fox Business Network poinformowała, że grupa lotniskowa „obrała kurs" na wybrzeże Korei Północnej.
Innymi słowy w dniu, kiedy cały świat z niepokojem obserwował zakrojoną na dużą skalę defiladę w Korei Północnej z okazji urodzin założyciela państwa Kim Ir Sena, a media rozprawiały nad atakiem prewencyjnym USA, dowództwo amerykańskiej marynarki wojennej wysłało lotniskowiec Carl Vinson i wspomagającą grupę składającą się z dwóch niszczycieli rakietowych i krążownika zupełnie w innym kierunku — ponad 4,8 tys. km na południowy zachód od Półwyspu Koreańskiego i ponad 800 km na południowy wschód od Singapuru.
W okresie szczytowym konfrontacji wojna psychologiczna ma bardzo duże znaczenie — mówi.
Według słów Rossa Babbage'a, starszego pracownika naukowego Centrum Ocen Strategicznych i Budżetowych, ten ruch należy uważać za „sygnał wojskowy".
To więcej niż blef. Blef oznacza brak poważnych zamiarów. A o ile rozumiem, obecna administracja USA nie żartuje i działa maksymalnie poważnie. Próby zmuszenia Korei Północnej do rezygnacji z pomysłu stworzenia broni jądrowej są podejmowane już od 40 lat — mówi Babbage.
Być może administracja Trumpa postanowiła dać Chinom trochę czasu, aby same nacisnęły na Koreę Północną.
Wiedzą Państwo, że przywódca Korei Północnej znów próbował zorganizować jakąś prowokację, odpalając rakietę — oznajmił sekretarz obrony USA Mattis we wtorek w drodze do Rijadu. Tłumaczy to, dlaczego obecnie po spotkaniu w Mar-a-Lago tak ściśle współpracujemy z Chińczykami.
Właśnie ten szczegół został ominięty w świetle sensacyjnych doniesień o „wojnie". Być może grupa lotniskowa w rzeczywistości płynie na północ.