Ten bogaty kraj przychodzi z dużymi inwestycjami i niebywałymi kapitałami do innych krajów, w poszukiwaniu nowych zysków. Jednak w tych poszukiwaniach Polska jest pomijana.
Radio RFM24 podało ciekawe dane: do połowy 2016 roku wartość skumulowanych inwestycji w Polsce wyniosła tylko 462 mln euro, podczas gdy na ponad trzykrotnie mniejszych Węgrzech 2, 1 mld euro, a w Rumunii — 741 mln euro.
O straconych możliwościach Polski, jakie mogłaby przynieść współpraca z Chinami, korespondentka radia Sputnik Irina Czajko rozmawiała z doktorem filozofii Cezarym Kalitą, pracownikiem naukowym Instytutu Nauk Społecznych i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Przyrodniczo — Humanistycznego w Siedlcach.
— My przede wszystkim żyjemy w takim swoistym micie chińskim. Nam się wydaje, że jesteśmy dla nich atrakcyjni. Wystarczy coś posiadać i Chińczycy bardzo chętnie przyjdą i będą inwestowali. Teraz, niestety, to tak nie działa. Chiny generalnie mają politykę bardzo długofalową. Są nastawieni na osiąganie celów, które są rozłożone na dekady, a nie na lata. W Polsce, niestety, myśli się raczej w kategoriach politycznych, a nie gospodarczych. I teraz Chińczycy nie chcą już naśladować na przykład Japonii, czy Korei Południowej i stosować rozwój na zasadzie takiej, że naśladujemy innych i jesteśmy podwykonawcami. Oni zaczynają to robić selektywnie. Są bardzo mocno zainteresowani nie całością gospodarek, jakimiś niskimi technologiami. Są gotowi dużo płacić za inwestycje, które są nowoczesne. Wiedzą, co jest istotne, co jest ważne i chcą wybrać te najlepsze rzeczy. To ma być gospodarka najnowocześniejsza, najbardziej innowacyjna na świecie. To jest długofalowy cel myślenia chińskiego.
— Są generalnie trudnymi partnerami, bo jak powiedziałem, to jest bardzo duża różnica kulturowa. Druga rzecz, to rzeczywiście dziwaczne postępowanie samych Polaków. Chcemy tworzyć szlak jedwabny. Szlak jedwabny i ciągła linia komunikacyjna pozostaje na lata, żeby nie powiedzieć na wieki, podczas gdy Antoni Macierewicz wpada na pomysł: nie, blokujemy inwestycje, bo to popsuje nasze relacje gospodarcze ze Stanami Zjednoczonymi, które i tak nie są aż takie duże. Z jednej strony mówimy, że chcemy, a z drugiej strony nie wykazujemy dobrej woli. Zupełnie niezrozumiała sytuacja. Polska chce być jakimś liderem, pani Szydło się deklaruje, ale oprócz deklaracji „daj jeszcze tę kromkę chleba", jak mawiali Grecy, zrób coś jeszcze w tym kierunku, a nie mów tylko, że będzie fajnie. Przykre to trochę.
— To jest ten największy problem — nierozdzielanie gospodarki od polityki. Wydaje się nam, że taki inwestor chiński to tak w miarę dobrze brzmi, to lepszy niż niemiecki, czy rosyjski. Zawsze mamy takie fobie w stosunku do sąsiadów. Ktoś, kto mówi, że nie chce z kimś współpracować, to najczęściej ten komunikat trzeba czytać, że my to w zasadzie z nikim nie chcemy współpracować. W ogóle nie powinno istnieć takie zdanie, że my nie chcemy z kimś współpracować. To czego chcemy? Walczyć? Po to mamy Unię Europejską, po to tworzymy jak najszersze struktury gospodarcze, żeby współpracować.