Prawicowy tygodnik „wSieci", przyniósł sensacyjną nowinę: afera Caracali to w gruncie rzeczy afera PO. Dlaczego? Bo gdyby PO nie chciała helikopterów dla armii, nie byłoby afery… Można robić z ludzi idiotów? Jasne! — trzeba tylko zapomnieć o przyzwoitości. I odśpiewać: nic się nie stało…
Zabawny w wydarzenia był wtorek, 23 maja. Przy śniadaniu żyłem jeszcze w przeświadczeniu, że „Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu", odbędzie się zgodnie z planem, tj. między 9-11 czerwca. W okolicach drugiego śniadania pewności mi zabrakło. W okolicach obiadu okazało się, że się nie odbędzie, a podczas kolacji, że jednak się odbędzie! Tylko nie w Opolu, nie wiadomo kiedy i jak się będzie nazywał. Poza tym, wszystko OK — możemy zaśpiewać: nic się nie stało…
Oceniając kolejne wpadki rządzących można ułożyć pewne schematy reakcji prawicowych mediów na ich potknięcia. W przypadku ministra środowiska, Szyszki — którego postrzegam jako największe w Polsce zagrożenie dla środowiska (większe niż smog) — to brak chęci przyjrzenia się dowolnej sprawie i komentarze w stylu: „dobrze, dobrze…".
Z jeszcze większą ciekawością obserwuję reakcje prawicy na wpadki min. spraw wewnętrznych — Błaszczaka. Może kłamać jak o zabójstwie chłopaka we Wrocławiu, snuć dywagacje kulturowe niegodne absolwenta gimnazjum („multikulti"), a i tak po każdej jego wpadce tworzona jest atmosfera głębokiej wiedzy, jaką ma, ale dzielić się nią nie może.
Trochę inaczej wygląda to w przypadku Macierewicza. Nie mam kwalifikacji, by jednoznacznie stwierdzić czy coś mu jest, a jeśli jest, to co? Mogę tylko napisać, jak go odbieram. A odbieram go jako… idiotę. Regularnego świra. Co mu z głowy nie wyjdzie — trotyl, bomba termobaryczna, elektromagnesy, broń elektromagnetyczna, czy apel smoleński — ton komentarzy prawicowych piewców zawsze jest taki sam: „oj tam, oj tam…". Zupełnie tak jakby ataki na niego traktowali jako brak tolerancji dla człowieka chorego.
Tych i innych wybrańców suwerena łączy stadionowa piosenka…
Zupełnie inaczej jest w przypadku Prezesa TVP — Kurskiego i jego totalnego blamażu związanego z organizacją opolskiego festiwalu.
To, że zabił misję TVP jako nadawcy publicznego nie ulega wątpliwości: spada zaufanie do kanałów tego holdingu, informacja zamieniła się w publicystykę, a publicystyka w nachalną propagandę. Miast misji są seanse nienawiści; miast dialogu — dzielenie Polaków. Firma pada (choć jako państwowa nie padnie) z powodu tragicznej sytuacji finansowej. Ale z drugiej strony, PiS nie potrzebuje sprawnego menadżera, ani „człowieka telewizji" obdarzonego wizją. Potrzebuje bezwzględnego propagandysty, który będzie dbał o odpowiednią wysokość słupków poparcia dla partii rządzącej. I to się Kurskiemu udaje.
Znam trochę TVP z racji pracy w tej spółce. Znam ludzi, stawki o które „toczy się gra", mechanizmy, konsekwencje popełnionych błędów. Wydawało się, że kariera Kurskiego w TVP dobiega końca; że spuszczą go w drugiej połowie czerwca. Nie musi tak być.
Po ruchu Kurskiego, sytuacja się odwróciła: stał się teraz przyczółkiem walki PiS o wiarygodność. Poświęcenie go byłoby kolejnym przyznaniem się do nieudacznictwa. Będą więc zapewne brnąć dalej: nasili się nagonka na prezydenta Opola, wypłynie gdzieś jakiś „układ" i spisek elit. Co z kulturą?— nic. No bo czy to takie ważne? Kogo ona obchodzi? Zawsze w miejsce „Kolorowych jarmarków" można odśpiewać apel smoleński lub inny hit, np.: nic się nie stało…
W swojej 54-letniej historii, festiwal opolski nie odbył się tylko raz — w stanie wojennym…
Dariusz Cychol, polski publicysta, Warszawa
Autor jest zastępcą Redaktora Naczelnego polskiego tygodnika opinii „Fakty i Mity".
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.