Białe róże to symbol skrajnej nienawiści — ogłosił Jarosław Kaczyński, w czym wielu przeciwników obecnej władzy dostrzegło sygnał, iż prezes PiS rozstał się z rzeczywistością. Myśl, jakkolwiek krzepiąca, wydaje się przedwczesna. Skłanianie wyznawców do przyjmowania „prawd", które urągają rozumowi, jest jednym z etapów budowania kultu. Prezes po prostu odhacza kolejne punkty.
Oczywiście, sekta smoleńska operuje w warunkach nieco innych niż, dajmy na to, Świątynia Ludu, której aktywność zakończyło w 1978 zbiorowe samobójstwo 900 osób z przywódcą, Jimem Jonesem, na czele. Nasz żoliborski guru działa na znacznie szerszą skalę, co implikuje konieczność rezygnacji z pewnych rozwiązań, skutecznych w małych, zamkniętych grupach, ale niepraktycznych wobec wyznawców liczonych w milionach. Jednak generalne zasady działania sprawdzają się niezmiennie.
Pierwszy punkt na liście Aronsona i Pratkanisa — „wykreowanie własnej rzeczywistości społecznej" — wobec członków klasycznej sekty jest stosunkowo niepokomplikowany; nietrudno bowiem o wyeliminowanie niesłusznych źródeł informacji. Wyznawców zamyka się na ogrodzonej farmie albo wywozi do dżungli, zabiera im telefony i komputery, zakazuje telewizji i radia — i już mamy pewność, że nie dotrze do nich żadna niepotrzebna wiadomość. Z kilkoma milionami obywateli jest trudniej — ale tu w sukurs przychodzi wychowane do czujności. Autorzy zalecają „nauczenie członków sekty autocenzury, poprzez określanie wszystkiego, co nie jest »dziełem sekty« mianem »dzieła diabła«".Tak wytresowani wyznawcy wiedzą, że wszystkie informacje pochodzące z nieautoryzowanych przez guru źródeł — ze szczególnym uwzględnieniem polityków opozycji i nieprzychylnych władzy mediów — są nieprawdziwe, toksyczne i tendencyjne; że alternatywny punkt widzenia to rebelia przeciw demokracji, obłęd w najczystszej postaci, fatalna tradycja zdrady narodowej.
Jak podkreślają psychologowie, w tej operacji bardzo przydaje się własny żargon — „Świadomość Kriszny", „niebiańska mistyfikacja", „dobra zmiana"…
Drugi punkt z listy Aronsona i Pratkanisa: wykreowanie granfalonu. Granfalon to idea z „Kociej kołyski": wspólnota „dumna i bezsensowna", jak „Partia Komunistyczna, Stowarzyszenie Cór Amerykańskiej Rewolucji, spółka General Electric i każdy naród, zawsze, wszędzie" — wyjaśnia Vonnegut. Psychologowie rozumieją przez to podzielenie świata na grupę wewnętrzną i zewnętrzną, wyznawców i nieoświeconych — i ciągle przypominanie członkom kultu, jak są szczęśliwi, że należą do tych pierwszych i jak bardzo nie chcą się znaleźć wśród tych drugich. Granfalon odpowiada na pytanie, kim „my" jesteśmy — oczywiście, przy założeniu, że „my" jest definiowane zgodnie z koncepcją guru. Głowa Kościoła Armageddonu, facet, który kazał się nazywać się „Miłość Izraela" nauczał swoich wyznawców: „Nie używaj swojego małego wewnętrznego rozumku, posługuj się wielkim, kolektywnym rozumem rodziny. To my jesteśmy twoim rozumem". To samo mówi członkom kultu podkomisja smoleńska.
I tak dochodzimy do punktu trzeciego: „Wykreuj zobowiązanie stosując pułapkę racjonalizacyjną". Sekty — piszą autorzy — wkręcają wyznawców na raty, metodą eskalacji żądań. Zaczynają od wymagań racjonalnych — drobnej składki na działalność wspólnoty, uznania, że przy organizacji wizyty doszło do nieprawidłowości, za które odpowiedzialność ponosi ówczesny rząd. Potem roszczenia idą w górę: składka i nieprawidłowości rosną, z początku nieznacznie, a potem coraz bardziej, aż dochodzimy do całego majątku i spisku z Putinem. Wyznawcy wzywani są do dowiedzenia swojego bezgranicznego zaufania poprzez podpisanie czeku in blanco, albo przyjęcie na wiarę słów d-ra Berczyńskiego. I wtedy dopiero guru przechodzi na poziom czystego absurdu: jak polepszenie sobie jakości życia przez zbiorowe samobójstwo albo bezpardonowa walka z białymi różami.
Czwarty punkt w drodze do kultu doskonałego, to — piszą Aronson i Pratkanis — „budowa wiarygodności i atrakcyjności przywódcy". Przydaje się jakaś legenda: guru jest synem boga, duchowym bratem Chrystusa, bliźniaczym bratem Świętej Pamięci Poległego Pod Smoleńskiem Prezydenta IV RP. Do etapu budowy atrakcyjności przywódcy kult smoleński jeszcze nie doszedł.
Podobnie do przyszłości należy punkt piąty: posyłanie wiernych w świat z misją prozelityzmu i kwesty.
Oczywiście, wierni spontanicznie głoszą prawdy objawione im przez guru z Żoliborza, zdarza im się też, że wpłacą parę złotych na fundusz partii, ale póki co jeszcze nikt nie dzwoni do naszych drzwi z hasłem „Chcieliśmy porozmawiać o zamachu smoleńskim". Może to błąd — jak wykazał Polski Sondaż Uprzedzeń, aż 45 procent zwolenników teorii nieszczęśliwego wypadku, nie zna osobiście nikogo, kto wierzyłby w zamach.
Jeśli dodać do tego, że doskonała większość „katastrofistów" nie ogląda TVPiS, a prawdy smoleńskie odbiera wyłącznie przez wrogie media z kłamliwym komentarzem — rozwój kultu smoleńskiego napotyka na oczywiste przeszkody. Mało tego — liczba wyznawców spada. Badanie wykazało, że jest ich już tylko 14,2 proc., o półtora procenta mniej niż dwa lata temu. Tymczasem Aronson i Pratkanis zwracają uwagę, iż powierzenie wiernym misji prozelitycznej ma i tę zaletę, iż członkowie sekty nieustannie oddają się autoperswazji, powtarzają argumenty na rzecz jedynie słusznej wiary, a także, odpierając ataki niewiernych, umacniają się w swoich przekonaniach i uodparniają na wraże opinie.
Można to osiągać na różne sposoby: zaprzęgając ich do pracy przez 16 godzin na dobę, zmuszając do ciągłych śpiewów modlitewnych, wyposażając siedzibę sekty w głośniki, przez które stale płyną złote myśli guru, racjonując jedzenie i sen w sposób doprowadzający rekrutów na skraj wycieńczenia. To wszystko jednak metody sprawdzające się jedynie wobec wiernych umieszczonych w zamkniętych miejscach kultu. W skali ogólnokrajowej pozostają jedynie sposoby połowiczne: przekonywanie, że myśli niezgodne z nauczaniem guru pochodzą od szatana albo Tuska.
I wreszcie punkt siódmy, realizowany przez przywódcę seksty smoleńskiej od początku jej istnienia: „zafiksowanie" członków kultu na „phantomie" — celu, przedmiocie pożądania, który będzie nagrodą za oddanie sprawie, czystość myśli i żarliwość wiary. Może to być stworzenie nieba na ziemi, wskrzeszenie po śmierci, światło które nadchodzi w czasie medytacji, albo uchronienie świata przed zagładą. Może to też być „prawda o Smoleńsku", pomniki na Krakowskim Przedmieściu i ukaranie winnych tej niesłychanej zbrodni.
Sekta kryminogenna to, zgodnie z przyjętą w piśmiennictwie definicją, „zespół ludzi powiązanych ze sobą wspólnym, z reguły uformowanym przez nich światopoglądem oraz stałymi bądź okresowymi formami kultowymi, pseudokultowymi oraz organizacyjnymi, zaś cele działania tego zespołu bądź formy realizacji wynikające z ich światopoglądu, zachowań kultowych lub pseudo kultowych, nie są uznane przez państwo oraz są sprzeczne z prawem lub z zasadami współżycia społecznego".
No, chyba że sekta wygra wybory.
Agnieszka Wołk-Łaniewska, publicystka polska, Warszawa
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.