Zdaniem ekspertów jest to silny cios dla Polski, która wspólnie z Ukrainą próbowała nie dopuścić do tej decyzji. Wiosną polska spółka PGNiG złożyła pozew przeciwko Komisji Europejskiej po jej decyzji ws. zwiększenia dostępu Gazpromu do gazociągu Opal. W rezultacie Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej musiał zablokować aukcje na dodatkowe moce przesyłowe gazociągu Opal do marca 2018 roku. Jednak zakaz został uchylony prawie o osiem miesięcy wcześniej. W ubiegłym tygodniu Trybunał Sprawiedliwości UE, a później Wyższy Sąd Krajowy w Düsseldorfie podjął decyzję ws. zniesienia dotychczasowych ograniczeń na wykorzystanie przez Gazprom mocy przesyłowych gazociągu Opal, nałożonych na wniosek polskiej spółki PGNiG.
Kijów również próbował wzbudzić litość Komisji Europejskiej. Ukraina twierdziła, że w przypadku zwiększenia dostępu Gazpromu do gazociągu Opal kraj straci od 290 do 425 mln dolarów corocznych dochodów. Kierując się tą logiką, Gazprom tracił po 530 mln dolarów rocznie, ponieważ połowa mocy przesyłowych Opalu nie była wykorzystywana i trzeba było pompować więcej gazu przez Ukrainę. W rezultacie w ciągu sześciu lat przymusowego przestoju tego gazociągu Gazprom stracił ponad 3 mld dolarów, tymczasem Naftohaz mniej więcej tyle samo na tym zarobił.
Dlatego odpowiedź na pytanie, skąd Europa będzie brać potrzebne ilości gazu bez Nord Stream 2 po 2019 roku, kiedy wygasa kontrakt tranzytowy Gazpromu i Naftohazu, nie może nie napawać Brukseli lękiem. Wygrają na tym tylko Stany Zjednoczone, które osłabiając pozycje Gazpromu, będą mogły narzucić Europie swój LNG w cenie, która zadowala tylko Amerykę.