Oleg Sirota, właściciel gospodarstwa rolnego produkującego sery „Rosyjski parmezan” (obwód moskiewski):
Kolejny plus – produkcja stała się dochodowa i rentowna. Rentowne są nawet gospodarstwa, które produkują mleko wykorzystywane w produkcji serów.

Wolumen sprzedaży w ubiegłym roku zwiększył się dziesięciokrotnie. Produkowaliśmy 30 kg serów rocznie, a teraz – 300. Za rok dojdziemy do 3 ton.
Problem wynikający z braku sankcji jest jeden: jeśli nie ma protekcjonizmu w postaci ceł, jesteśmy niekonkurencyjni. Europejscy producenci otrzymują wysokie dotacje.
— Dlatego musimy albo wprowadzić cła, albo zachować sankcje – powiedział rolnik.
Maria Kowal, właścicielka „Serowarnia Marii Kowal (obwód jarosławski):
Oczywiście na wszystkie serowarnie sankcje miały bardzo pozytywny wpływ, ale wiele osób rozumie, że to tymczasowy środek. Chcielibyśmy, aby państwo, dopóki trwają sankcje, wprowadziło pewne długoterminowe sposoby ochrony lokalnych producentów.

Gwałtowne otwarcie europejskiego rynku brutalnie zmiecie z powierzchni młodych rosyjskich graczy. Zwłaszcza średnich producentów. Nie są na tyle elastyczni, jak mali gracze.
Eduard Jastrebow, właściciel serowarni „Jastrebow i bracia” (obwód twerski):
Sankcje pomogły, ale nie są panaceum. Serowarnie są rzemiosłem. Gdy nałożono sankcje, serowarnie wyrosły jak grzybny po deszczu i zaostrzyła się wewnętrzna konkurencja.
Jesteśmy dumni z tego, że zaczęliśmy warzyć swoje pierwsze sery zanim wprowadzono ograniczenia, w 2011 roku.
Sankcje „oczyściły” rynek i dały nam szansę rozwoju. Ale nie oznacza to, że teraz wszystko będzie dobrze. Trzeba jeszcze udowodnić, że faktycznie jesteśmy w stanie warzyć sery. Nie należy spoczywać na laurach.
Apelowałbym, aby zbytnio nie upolityczniać tematu serowarni. Ser lubi ręce i dobre mleko.
