— Z naszej perspektywy, z perspektywy Polski, która zabiega na przykład o to, aby w Polsce stacjonowały rakiety systemu dużej tarczy antyrakietowej, amerykańskie rakiety, te wypowiedzi wyglądają w sposób mało zrozumiały. Ale trzeba pamiętać, w jakiej sytuacji znajdują się Niemcy. Trzeba pamiętać, że wciąż na terytorium Niemiec stacjonuje w tej czy innej postaci blisko 300 tysięcy amerykańskich żołnierzy i obywateli. Dla Niemców jest to temat, po pierwsze trochę wstydliwy, a po drugie zdaje się, że jest to temat do tej pory tabu. A więc Martin Schulz, mówiąc o broni atomowej, ma tu coś więcej na myśli. Ma na myśli zapewne zakończenie pewnego rozdziału, takiej jakby „paraokupacji" amerykańskiej na terenie Niemiec. Moim zdaniem ta wypowiedź będzie odebrana przez Niemców bardzo dobrze. Natomiast z polskiej perspektywy jest kompletnie niezrozumiała i wymaga wnikliwego zapoznania się z sytuacją Niemiec, żeby zrozumieć, o co Schulzowi chodziło. A mówiąc na marginesie, chyba każda wypowiedź polityka, który stara się ograniczyć zbrojenia, jest godna pochwały, bo generalnie zbrojenia są złe. Szykowanie się do wojny zawsze jest złe. Istnieje tylko pytanie, czy sytuacja międzynarodowa w tym momencie uprawnia do tego typu stwierdzeń. Tu miałbym jednak pewne wątpliwości. Sytuacja międzynarodowa jest dosyć poważna i wojsko może będzie niezbędne w Europie. Pytanie polega na tym, czy to na przykład oznacza wzmocnienie wojska niemieckiego? Zdaje się, że tak, bo Angela Merkel mówi o tym, że zwiększa budżet na Bundeswehrę. Czytałbym to też w takim kontekście.
— Ale czy pan Schulz nie będzie miał na pieńku z prezydentem Trumpem, który się domaga, żeby wszyscy członkowie NATO tracili na zbrojenia 2% PKB?
— Mieć na pieńku z Trumpem, będąc liderem europejskim, to żaden problem. Zdaje się, że Trump ma generalnie na pieńku z całą Europą. To niewiele zmienia.