— Mnie się wydaje, że chodzi o to, o czym Pan wspomniał, co słyszymy także w wypowiedziach polityków i doniesieniach mediów. To jest jakiś pretekst do włączenia nowych instrumentów psychologicznego oddziaływania na rzekome zagrożenia ze strony Rosji. To, co robią Rosjanie ze swoimi sojusznikami na swoim terytorium jest ich suwerenną decyzją i ich prawem. To samo robią też Polacy ze swoimi sojusznikami i nie oglądają się absolutnie na aspekty wymiaru psychologicznego związanego z ewentualną reakcją państw sąsiednich.
To są gry, aby wzbudzić emocje u tych ludzi, którzy są podatni na takie działania. No, niestety większość ludzi nie ma możliwości albo nie chce śledzić tego tak uważnie i poddaje się takim manipulacjom, których w ostatnich latach jest zbyt dużo. To budzi pewien sprzeciw w środowiskach, które są za bardziej przyjaznym ustawieniem relacji między sąsiadami. A te relacje, które obserwujemy, z pewnością nie mogą być do takich zaliczane.
Ubolewam, że tak się dzieje. Wydaje mi się, że to nie jest droga, która będzie prowadziła do pozytywnych stosunków w najbliższej i dalszej przyszłości.
— Niepotrzebnie przedstawiciele naszego Ministerstwa Obrony Narodowej włączają się w taką retorykę, bowiem suwerennym prawem każdego państwa jest organizowane różnych przedsięwzięć, także tych w dziedzinie obronności w takim wymiarze i zakresie, jaki uznają za stosowne. To, że do tego przestrzega się reguł prawa międzynarodowego, a więc zaprasza się te wszystkie organizacje i państwa, które mogą być zainteresowane przejrzeniem kulis organizowania tych manewrów, świadczy o tym, że tutaj reguły są jednoznacznie spełnione. Nie ma żadnych podstaw, żeby to negować albo wyrażać jakieś protesty.