Ale na tegorocznym Przystanku Woodstock stało się coś jeszcze. Okazało się bowiem, że władzy przeszkadzał również finałowy występ Owsiaka. Co roku twórca festiwalu żegna się z uczestnikami podczas ostatniego koncertu, improwizując pod muzykę do piosenki Piotra Bukartyka „Z tylu chmur". Owsiak trochę rapuje, trochę śpiewa, a trochę recytuje, zawsze pod tę samą melodię — to zwyczaj, który dla bywalców Woodstocku jest świętością i moment, na który czekają od momentu rozpoczęcia imprezy. Nagle wyszło na to, że Owsiak podczas swojego występu w nocy z 4 na 5 sierpnia popełnił przestępstwo… ponieważ użył wulgarnych słów! A dokładnie wykrzyczał do tłumu „Pierdolić polityków! Czy macie, kurwa, serce do ludzi?!". Zwrócił się również bezpośrednio do ministra Błaszczaka: „Nie mów mi, kurwa, że tu jest podwyższone ryzyko, tu w tym miejscu. Kłamiesz, kłamiesz, kłamiesz!"; „Nie mów mi, kurwa, że jestem drugi sort!". Za to stanie przed sądem.
Owsiak broni się, że niecenzuralne słowa, które padły podczas koncertu, były fragmentem improwizowanego utworu muzycznego: — Do głowy by mi nie przyszło, że ten utwór muzyczny, także w moim wykonaniu, będzie przedmiotem tego oskarżenia. A więc, oskarżenie mówi o tym, że podczas wykonywania tego utworu użyłem kilka słów niecenzuralnych. (…) W moim wystąpieniu nie było żadnych personalnych ataków na nikogo.
— Wszystko odbyło się profesjonalnie i urzędowo. Wyjaśniłem, że był to utwór artystyczny i myślałem, że to koniec. Okazało się jednak, że policja chce cenzurować moje wypowiedzi.
Dziwnym trafem obecna władza nie wykazuje takiej bezwzględności w karaniu za przekleństwa pod adresem opozycji albo obrażanie Donalda Tuska.
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.