Obecnie ta walka z pamięcią, ta walka z ludźmi, którzy polegli na polu bitwy lub już dawno zmarli i nie mogą się bronić, nabiera coraz szybszych obrotów, przy czym realizowana jest z iście „komunistyczną upartością".
Oczywiście w Polsce są ludzie, dla których pamięć historyczna jest ważna. O tym korespondentka radia Sputnik Irina Czajko rozmawiała z jednym z nich — Jerzym Tycem, przewodniczącym Stowarzyszenia Kursk.
— Założycielem Stowarzyszenia byłem ja. Pomysł podyktowany był narastającą ilością dewastacji miejsc pamięci i cmentarzy radzieckich żołnierzy. Dotyczy to zresztą też miejsc pamięci polskich żołnierzy. Stowarzyszenie zostało zarejestrowane w 2008 roku. Później była dwa razy zmieniana siedziba. Te rejestracje były powtarzane. Czyli w sumie działamy 9 lat.
— Kto Wam pomaga — pojedyncze osoby czy organizacje? Jak wygląda ta pomoc?
— Od ubiegłego roku, od maja, kiedy weszła w życie nowelizacja Ustawy o Stowarzyszeniach Zwykłych, Kursk uzyskał możliwość prowadzenia działalności na bazie otrzymywanych darowizn, zapisów, dotacji. Mamy stałych sponsorów. Są to fundacje z Polski i Rosji, ale też mamy indywidualnych darczyńców z całego świata z Francji, Niemiec, Hiszpanii, Portugalii, więc te pieniądze jakoś się pojawiają.
Robimy wielkie rzeczy. Wyremontowaliśmy na przykład wielki pomnik w Mikolinie i tam bardzo nam pomogły fundacje z Polski i Rosji. Szczególnie chciałbym podziękować fundacji Kronsztackij Morskoj Sobor i panu Andrejowi Kononowowi z Petersburga. Oni pomogli nam na przykład przy odnowieniu pomnika w Zabielu.
Także trzeba pamiętać o Fundacji Wozrożdienije z Kurska, o organizacji Wojennaja Archeologia, a także polskiej organizacji Rusicz spod Augustowa. Wszystkim bardzo dziękujemy.
— Uważam cały ten proces za totalną katastrofę i nieszczęście, które prowadzi przede wszystkim do podzielenia Polaków, do ich skłócenia, do nienawiści, która rodzi się w ludziach, którym odbiera się możliwość czczenia swoich bohaterów, czczenia swoich od lat szanowanych żołnierzy Wojska Polskiego, czy Armii Czerwonej, polskiej partyzantki, Armii Ludowej i tak dalej.
Wszystkich tych, których nagle grupa kilku osób w IPN uznała za niegodnych posiadania swojej ulicy, niegodnych posiadania swojego pomnika. Nie patrząc na mnóstwo protestów w Polsce nie tylko zwykłych ludzi, lecz też prezydentów miast, gmin, którzy nie chcą zmian, nie chcą niszczenia pomników, proces ten się nasila.
Jego jaskrawym przejawem było zniszczenie 8 września w Trzciance Mauzoleum na miejscu, gdzie są pochowani żołnierze. Zrobiono to bezprawnie, na podstawie niedokładnych badań. Nawet firma, która tam zrobiła kilka odwiertów, żeby sprawdzić, czy są tam pochowani żołnierze, czy nie, powiedziała, że na podstawie ich badań nie można tego jednoznacznie stwierdzić.
— Polski historyk napisał, że teraz są w Polsce polegli żołnierze chciani i niechciani, podobnie organizacje kombatanckie — chciane i niechciane. Żołnierze armii Andersa są „chciani", a Kościuszkowscy „niechciani"…
— Wypowiedź oficjalnych przedstawicieli IPN i innych organizacji potwierdzają Pani słowa. Nagle okazało się, że żołnierze, którzy wnieśli największy wkład w zwycięstwo nad faszyzmem, okazali się w tej chwili niechciani i to oni zaczynają się zmieniać w żołnierzy wyklętych.
Nowa władza postanowiła wykląć, znieważyć i odebrać honor formacjom wojskowym Kościuszkowcom, polskim armiom, które dokonały największych wyczynów wojskowych w historii istnienia naszego kraju. Nasze armie przeszły cały szlak od Lenino do Berlina. Zdobywały Wał Pomorski, pokonały Niemców pod Studziankami, walczyły o Kołobrzeg, zdobyły Berlin.
I teraz im przeciwstawia się dokonania innych — nie umniejszam nigdy roli wojsk, które szły z Zachodu, ginęli Polacy i wszyscy walczyli o Polskę, ale nie można porównywać skali zwycięstw naszych armii, które szły z Armią Radziecką z tymi ludźmi, którzy walczyli na Zachodzie. Wszyscy ginęli i wszystkim należy się szacunek.